Dlaczego nie robię kartkówek z lektury przed omawianiem lektury

11:30 Karolina Starnawska 12 Comments

Ten wpis jest kolejnym rozważaniem o sposobach sprawdzania wiedzy uczniów. Zapraszam do lektury poprzednich: Czy kartkówki mają sens, Co z tymi sprawdzianami?Uczniowie nie lubią sprawdzianów. Ja też. Baza moich starych sprawdzianów wciąż się tworzy, ale przed końcem roku ją udostępnię, zapewniam :).

Taka sytuacja na pierwszej lekcji, na której omawialiśmy pierwszą lekturę w I gimnazjum.

Gwoli wyjaśnienia - moje gimnazjum jest częścią zespołu szkół. Ok. 80% uczniów naszej podstawówki wybiera dalszą edukację w starej szkole. Mam to szczęście, że język polski prowadzę zwykle od klasy IV, więc w gimnazjum spotykam się z prawie tymi samymi uczniami. Znają mnie, moje metody, tryb pracy itd.
Nowi uczniowie nie wiedzą jednak jak wyglądają moje lekcje - te z podręcznikiem, z filmem, z gramatyką, z lekturą... 

Ad rem! Zaczynamy omawianie Złodziejki książek. Podchodzi do mnie uczeń i pyta:
- Proszę pani, będzie dzisiaj kartkówka?
- Ale z czego? - pytam zdziwiona.
- Z lektury - odpowiada on.
- Nieee... - mówię, robiąc przy tym dziwną minę.

Nauczycielu, co pamiętasz?


Może nie czytam dla przyjemności tak wielu książek, jak w wieku lat 16, ale jednak - czytam cały czas. Mój mózg ma taką cudowną właściwość, że przechowuje informacje z literatury bardzo dokładnie i bardzo długo. Jeśli mnie coś szczególnie zainteresuje, potrafię nawet mimowolnie zapamiętać część zdania czy stronę, na której się owo zdanie znajdowało.


Też tak macie? Jeśli tak, gratuluję. Jeśli nie, tym bardziej zrozumiecie mój punkt widzenia.



Uczeń czyta, uczeń odpowiada


Wyobraźmy sobie Antka i Kasię z podstawówki. Oboje lubią czytać, lektury to dla nich nie problem, w końcu wybrała je pani, którą lubią ;). Siadają do Ani z Zielonego Wzgórza. Czytają. Przeczytali. Antkowi zajęło to 7 dni, Kasi 14 (albo na odwrót, płeć nie ma tu znaczenia jakby się kto pytał). Obojgu powieść nawet się podobała, ale ich nie porwała. 

Na pierwszej lekcji z lektury pani pyta dzieci, co im się najbardziej podobało.

Antek mówi, że sytuacja, kiedy Ania dała Dianie wino zamiast soku. Diana się upiła i poszła do domu. Potem mama Diany zabroniła Ani spotykać się z córką.

Pani mówi: Super, super, świetnie! Tak było! A jaki to miał być sok?
Antek: Eeee... Chyba wiśniowy...
Pani: Nie, nie wiśniowy.
Antek: Hm, może porzeczkowy...
Pani: Nie, nie porzeczkowy. Antek, chyba nie przeczytałeś lektury. Minus.

Gratulujemy Pani, brawo! brawo! Antek już nigdy nie przeczyta żadnej lektury. Hura.

Potem pani słucha, co do powiedzenia ma Kasia.

Kasia: Najbardziej podobało mi się, jak Ania spadła z dachu.
Pani: To ciekawe. A dlaczego Ania weszła na dach?
Kasia: Bo jedna z koleżanek powiedziała, że Ania tego nie zrobi.
Pani: A co się stało, kiedy Ania spadła?
Kasia: Skręciła kostkę.
Pani: Prawą czy lewą?
Kasia: Yyyy...
Pani: Siadaj, minus.

Gratulujemy Pani, brawo! brawo! Kasia już nigdy nie przeczyta żadnej lektury. Hura.

Uczeń ma prawo zapomnieć


Przeczytał, starał się, wie, kojarzy, opowiada. Opuszcza szczegóły, które jego mózg sklasyfikował jako nieistotne. Bo czy naprawdę ważne jest, jaki to był sok? I która noga? NIE.

Takie pytania mogą się części z Was wydać absurdalne. Studenci, z którymi mam zajęcia na polonistyce, mówią jednak, że szczegółowe kartkówki przed omówieniem lektury, zwłaszcza w liceum, to była dla nich norma. I że tego, rzecz oczywista, nienawidzili.

Krótka historia o tym, jak sama zapomniałam


I rok filologii polskiej. Czas zaliczeń, miecza, topora i wilczej zamieci. Końcówka maja bodajże. Pani doktor z literatury staropolskiej zapowiedziała kolokwium z lektur na ostatnich zajęciach.

Przeczytałam wszystkie lektury obowiązkowe (tak!) i część uzupełniających. Siedziałam w czytelni od marca. Czułam się więc dość pewnie.

Zajęcia. Pani doktor oznajmiła, że zamiast zrobić pisemne koło, odpyta nas. Każdy dostał po jednym pytaniu. Idzie kolejka. Wiem, wiem, wiem, wiem... Moje pytanie. Nie wiem. No nie wiem, nie pamiętam tego, o co pyta prowadząca. Coś tam kojarzę, ale nie w punkt.

Aktywna na każdych zajęciach (a mało kto wtedy mówił cokolwiek), ryjąca w czytelniach całymi dnia, dostałam z zajęć 3+. Możecie sobie wyobrazić, com wtedy czuła, nieboga. 

Rozumiem, ale nie rozumiem


Trochę rozumiem nauczycieli, którzy robią szczegółowe kartkówki z lektur w LO, ale z drugiej strony - nie rozumiem. Więc jeśli są tu nauczyciele ze szkół ponadgimnazjalnych, proszę o komentarz w sprawie takich kartkówek.

Nie rozumiem nauczycieli SP i gimnazjum, którzy takie kartkówki robią. Takie - czyli, podkreślam, bardzo szczegółowe, zawierające pytania o detale nieistotne z punktu widzenia fabuły. Owszem, mnie także zdarzało się robić kartkówkę przed lekturą. Najprostszą: jak mieli na imię główni bohaterowie, gdzie i kiedy toczy się akcja. To akurat każdy powinien zapamiętać.

Kiedy kartkówka z lektury?


Nie potępiam kartkówek (zapowiedzianych czy niezapowiedzianych) w czambuł. Owszem, robię je, ale w trakcie omawiania lektury lub po omówieniu. Daję szansę tym, którzy niedoczytali na doczytanie i tym, którzy może coś tam przeczytali, ale nie zrozumieli do końca co, na zrozumienie i napisanie choćby na minimum. 

Odkąd odkryłam quizy multimedialne, bardzo chętnie robię je na 1. lub 2. lekcji z lekturą. Zadaję wtedy pytania szczegółowe, podchwytliwe i złośliwe. Bo to quiz. Nagradzam osoby, które wypadły najlepiej, ale nie wyciągam konsekwencji w stosunku do tych najsłabszych. No i widzę, kto przeczytał i zapamiętał, kto przeczytał, ale coś mu uciekło, kto nie doczytał i kto widział tylko okładkę. 

Zanim odkryłam te multimedialne, robiłam quizy tradycyjne - indywidualne lub drużynowe.

Jeśli macie ochotę na quiz ze Złodziejki książek, to zapraszam na www.zzi.sh. Kod do zabawy to puk8299.

Które pytanie jest łatwiejsze?


Przeczytajcie poniższe pytania i odpowiedzcie sobie na to, które z nich jest łatwiejsze, które trudniejsze.

  • Wymyślone przyjaciółki ani Shirley nazywały się Katie i Violetta. PRAWDA | FAŁSZ
  • Jak nazywały się wymyślone przyjaciółki Ani Shirley?
  • Ania Shirley miała wymyślone przyjaciółki. PRAWDA | FAŁSZ
  • Gdzie "mieszkały" wymyślone przyjaciółki Ani Shirley?
  • Ania Shirley miała dwie wymyślone przyjaciółki. PRAWDA | FAŁSZ
  • Jak się nazywały i gdzie "mieszkały" wymyślone przyjaciółki Ani Shirley?

Ważne z punktu widzenia fabuły


W opowieści o wymyślonych przyjaciółkach, które Ania miała zanim zamieszkała na Zielonym Wzgórzu, najłatwiejsze i najważniejsze dla mnie jest to:

Ania Shirley miała wymyślone przyjaciółki. PRAWDA | FAŁSZ
Dlaczego? Bo świadczy to o: samotności dziewczynki, ciężkim dzieciństwie, potrzebie posiadania bratniej duszy, tęsknocie za kimś bliskim, braku miłości i zrozumienia, bujnej wyobraźni. Nieistotne jest to, gdzie "mieszkały" i jak miały na imię. Nie ma to absolutnie żadnego wpływu na ocenę postaw bohaterki, na jej charakterystykę, na opisywanie jej niewesołego życia. Czy gdyby nazywały się Jagoda i Malina albo Staszka i Grażka to by coś zmieniło? Nie wydaje mi się... 

Dlaczego więc takie pytania pojawiają się w kartkówkach przed omówieniem lektury i czemu służą?

Słówko podsumowania


Nie robię kartkówek przed omawianiem lektury, ponieważ:
  • uważam, że uczeń, nawet ten, który przeczytał książkę, ma prawo zapomnieć o tym, co w niej szczegółowo zostało napisane; ja także zapominam;
  • robienie szczegółowych kartkówek z lektury niszczy przyjemność czytania;
  • szczegółowe kartkówki z lektury sprawiają, że uczeń niepotrzebnie zapamiętuje informacje nieistotne dla fabuły;
  • nie uczą one uważnego czytania - wbrew pozorom; może się okazać, że uczeń i tak nie zapamiętał tego/nie zwrócił uwagi na to, o co na lekcji pyta nauczyciel.
Mała rada: jeśli chcecie, aby uczeń zapamiętał w trakcie czytania konkretne rzeczy/sytuacje/szczegóły, dajcie mu nacobezu. Ja tak robiłam w pierwszych latach pracy w podstawówce. Serio! Później z tego zrezygnowałam, bo traciłam element zaskoczenia podczas omawiania książki :).

Dajcie znać, co myślicie o kartkówkach. Bardzo chciałabym wiedzieć, czy są osoby, które się ze mną zgadzają oraz/lub które potępiają moje poglądy... w czambuł.


12 komentarze:

Uczniowie nie lubią sprawdzianów. Ja też.

04:31 Karolina Starnawska 2 Comments

Listopad zaczęłam rozważaniami o sprawdzianach, a w zasadzie podsumowaniem ankiety o tej formie weryfikowania uczniowskiej wiedzy. Z ankiety, którą wypełniliście (raz jeszcze dziękuję za to!), wynika, że wcale nie tak często robimy klasówki. Raz na miesiąc, raz na dwa-trzy. Pisaliście też, że nie przepadacie za tą formą sprawdzania wiedzy. Tutaj pełen wpis: Co z tymi sprawdzianami?


Być może zamiast pisać o sprawdzianach, powinnam tu i teraz ustosunkować się do opublikowanej na dniach podstawy programowej dla klas IV-VIII. Nie potrafię jednak chwilowo myśleć o tym bez oddawania się silnym i jednocześnie negatywnym emocjom. Poczekam, aż mi przejdzie i postaram się do jednej z ważniejszych dla mnie kwestii - lekturowych - podejść na chłodno. Możliwie, że mi się nie uda. Osoby, które śledzą mnie na Facebooku, wiedzą, że nie popieram reformy edukacji. Stare przysłowie mówi "Co nagle, to po diable" i moje doświadczenie życiowe potwierdza prawdziwość tej mądrości ludowej.
Tymczasem... Bardzo pracowity listopad przeszedł nagle w grudzień i wypadałoby temat sprawdzianów domknąć, zwłaszcza że jest on dla mnie równie ważny, co lista lektur i sposób ich omawiania, bo jest wyrazem mojego podejścia do nauczania. 

Uczniowie nie lubią, ale...


Tak, coś mi się wydaje, że moi uczniowie nie za bardzo lubią sprawdziany. Wiem na pewno, że piszą ich w miesiącu całkiem sporo. Z biologii, matematyki, fizyki, chemii. Zaglądam do ich terminarza, żeby wpisać swój sprawdzian, kartkówkę czy lekturę, a tam - czerwono...

Oto twardy dowód. Zielone - to kartkówki. Czerwone - sprawdziany. Mocnym różem zaznaczono egzamin próbny. 
Listopadowe sprawdziany i kartkówki w III gimnazjum. Każdego tygodnia coś.


Nie lubią, ale piszą. Bo muszą. 


Nie lubią, ale w III gimnazjum zadeklarowali na początku roku, że chcieliby, aby ich wiedza była częściej sprawdzana. (Wyobraźcie sobie moją minę wtedy, hehe.) W tym roku szkolnym z polskiego napisali dwa sprawdziany oraz egzamin gimnazjalny (w ramach diagnozy). Nie uważam, by zrealizowane do tej pory tematy wymagały większej liczby klasówek. W grudniu czeka ich egzamin próbny. Natomiast w I gimnazjum dużego sprawdzianu z polskiego do tej pory nie było.

Nie lubią, ale pisać muszą. Dlaczego? Bo jest to najprostsza forma weryfikacji tego, co zostało w uczniowskich głowach. Bo jeśli będą musieli napisać sprawdzian, to powtórzą wiadomości, nauczą się i będziemy mieć dowód, że nasze wysiłki edukacyjne nie idą na marne. A czasem - przyznajcie to sami przed sobą, koleżanki i koledzy nauczyciele - piszą, bo chcecie im udowodnić, że się nie uczą, nie rozumieją i w ogóle są be. Pokazać, kto tu rządzi. Taka postawa jest mi całkowicie obca. Taka postawa dla mnie oznacza zawodową klęskę. (Ale przyznaję się do robienia w pierwszych latach pracy karnych kartkówek. Niezłośliwych! Może kiedyś o nich napiszę...)

Ponieważ mamy podstawy programowe, w których napisane jest, co uczeń po danym etapie edukacyjnym wiedzieć i umieć powinien i jesteśmy rozliczani z ich realizowania, normalnym jest, że chcemy sprawdzić poziom uczniowskiej wiedzy i umiejętności, choćby uczniowie płakali i błagali nas na kolanach, byśmy tego nie robili. Tak działa system zwany szkołą. Niestety.


Po co polski?


Na lekcjach polskiego, na moich lekcjach polskiego, zależy mi przede wszystkim na tym, aby uczniowie myśleli oraz mówili. Najchętniej, niczym pan Kleks, pootwierałabym im głowy i nalała tam oleju :). Oczywiście, aby rozwijać to ich myślenie i mówienie, muszę im dać odpowiednie narzędzia. Słowa, pojęcia, znaczenia, terminy. Umiejętność zwracania uwagi na ogół i szczegół. Na człowieka i świat go otaczający. Chcę - w ramach realizowanej podstawy oraz trochę ponad nią - pokazać różnorodność tego świata, a zarazem pewne pojęcia uniwersalne. To są dla mnie prawdziwe cele mojego przedmiotu.

To, co opisałam, trudno zweryfikować podczas zwyczajnego testu. Tutaj sprawdzi się jest się raczej dyskusja na lekcji, wypowiedź pisemna, kartkówka, praca nad problemem w grupie. Dlatego, przed sprawdzianem...

Zastanawiam się dwa razy


Myślę o sprawdzianie. Zaglądam w terminarz uczniów. Zastanawiam się jeszcze raz. I w głowie sobie zadaję pytanie: czy te wiadomości sprawdzę tylko na sprawdzianie? Inne pytania, które się tam pojawiają brzmią mniej więcej tak:

  • Czy zależy mi na tym, by akurat te konkretne wiadomości zostały opanowane na blaszkę i by uczeń mi udowodnił, że opanował?
  • Czy chcę, aby akurat tymi konkretnymi umiejętnościami wykazał się, mając za wroga czas przeznaczony na napisanie oraz grobową ciszę w klasie? 
  • Czy zdążę przygotować sensowny sprawdzian z tego działu?
  • Czy sprawdzian, który przygotuję dla danej klasy, zdołam sprawdzić w ciągu dwóch godzin? (W przypadku sprawdzianów z wypracowaniem czas oczywiście się wydłuża.)
Jeśli odpowiedzi na powyższe pytania brzmią - tak!, to wpisuję sprawdzian do dziennika i zabieram się za jego układanie. Jeśli nie, planuję jakąś alternatywną metodę sprawdzenia wiedzy i umiejętności.

Alternatywa dla sprawdzianu


Pisałam już o tym wyżej. Zamiast dużego sprawdzianu raz na miesiąc czy dwa, wolę:
  • ułożyć kartkówkę. Świetnie sprawdza poziom opanowania pojęć, definicji itp.;
  • zrobić quiz interaktywny. Szaleństwo. Chcieliby grać cały czas;
  • zaplanować wypracowanie klasowe (rozprawkę, charakterystykę, sprawozdanie, opowiadanie);
  • zadać uczniom zadanie do wykonania w grupach na lekcji;
  • posłuchać wypowiedzi uczniów;
  • wymyślić jakąś grę powtórkowo-sprawdzającą;
  • zadać uczniom samodzielną pracę na lekcji, podczas której mogą zadawać pytania i korzystać ze swoich notatek oraz szkolnego księgozbioru.
Mogą podnieść się głosy, że w ten sposób

a) uczniowie będą mieć zbyt dobre oceny
Hm, ale w sumie to dlaczego ja mam stawiać tylko złe oceny? Ja się cieszę, że oni się mogą wykazać i dostać dobre... A kiedy dostaną złą ocenę, mogą ją poprawić. Dlaczego nie? Kogo do nauki zmotywowały złe oceny - ręka w górę.

b) uczniowie nie nauczą się zdawać testów
Spokojnie, spokojnie. Po to są egzaminy próbne, żeby się nauczyli. Po to jesteśmy my, by te egzaminy na lekcjach robić. Możemy też - co jest od kilku lat promowane u mnie w szkole - układać swoje sprawdziany, stosując typy pytań takie, jak na egzaminie gimnazjalnym.


Dla kogo to robimy?


Wypada się teraz zastanowić i szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie, nie dlaczego, a dla kogo robimy sprawdziany. Nie pytałam Was o to w ankiecie, ale do głowy przyszło mi kilka powodów. Przeczytajcie i dajcie znać, z czym się utożsamiacie :).

Sprawdzian robię dla:
  • siebie - w ten sposób sprawdzam, czy informacje nadawane przeze mnie w ogóle docierają do uczniów,
  • uczniów - żeby wiedzieli, co idzie im dobrze, a nad czym jeszcze muszą popracować,
  • rodziców uczniów - bo nauczyciel, który nie robi sprawdzianów, to chyba nie umie uczyć! Jak to? Bez sprawdzianów? To oni niczego się w tej szkole nie uczą! Nic nie robią!
  • dyrekcji - bo sprawdzian to trening przed egzaminem zewnętrznym
  • świętego spokoju - ...
  • ocen - żeby mieć co wstawić do dziennika
  • innych nauczycieli - skoro oni robią, to ja też. W innym wypadku będę od nich znacząco odbiegać.
  • inne - ...

Sprawdzian z sensem 


Ok. Jest decyzja. Będzie sprawdzian! Wpisujesz go do dziennika z regulaminowym wyprzedzeniem i... Podajesz uczniom zakres materiału. Podajesz, prawda? Ale nie w sposób - rozdziały od 5 do 12, strony od 3 do 333? Prawda?

U mnie w szkole podajemy obowiązkowo nacobezu. Kiedyś pisaliśmy je na tablicy, a uczniowie przepisywali lub drukowaliśmy i dawaliśmy do wklejenia. Odkąd mamy dziennik elektroniczny, nacobezu wpisujemy w opisie sprawdzianu. Bardzo to praktyczne, chwalę sobie.

No dobrze. Sprawdzian zapowiedziany, zakres materiału podany. Teraz układasz. Wielu z Was w ankiecie zadeklarowało, że układa swoje sprawdziany lub miksuje gotowe pytania ze swoimi. Ja najczęściej układam klasówki od zera. Tak, aby były dopasowane do moich uczniów, ich potrzeb, by były prawdziwym zwieńczeniem cyklu lekcji. Nie wymagam od dzieciaków tego, czego na lekcjach nie było. A jeśli już, to w pytaniu dodatkowym.

Takie szyte na miarę sprawdziany pozwalają sprawdzić nie tylko ucznia, ale też nauczyciela :). Na ułożenie sprawdzianu potrzebuję od 1 do 4 (nie przesadzam) godzin.


Sprawdź to!


Uff... Napisali. Niektórzy oddali szybciej, inni ostatnie zdania dopisywali po dzwonku. Prace zebrane, teraz pora na sprawdzenie!

Zwykle któryś ze szkolnych regulaminów mówi nam, ile mamy czasu na ocenę i oddanie prac. U mnie są to dwa tygodnie. Od jakieś czasu staram się jednak nie przeciągać... Najlepszym rozwiązaniem - podkreślam, że dla mnie - jest sprawdzenie prac od razu, tego samego dnia. W szkole. Tak, w szkole. Wolę zostać po lekcjach, posiedzieć nawet do 16:00 czy 17:00, ale nie ciągnąć roboty do domu. Bo jeśli już sprawdziany czy wypracowania tam się znajdą, to wiem, że poleżą dłużej niż powinny.

Tutaj przyznaję się do tego, że zabrałam na weekend do domu charakterystyki. W piątek po lekcjach nie mogłam zostać w szkole, by je sprawdzić, a wierzcie mi, wolałabym. 

Poprawy i inne terminy


U mnie sprawdziany można poprawiać, ale... Przyznam, nie jestem w tym zbyt dobra w sprawdzaniu popraw i prac pisanych w innym terminie. Wiszą nade mną trzy takie klasówki. Leżą w szafce w szkole i czekają. Obiecuję sobie, że w poniedziałek doczekają się sprawdzenia!


Przekleństwo gotowców


Raz wykorzystany sprawdzian staje się u mnie podstawą do budowania kolejnego, dla następnej klasy, lub ląduje w szufladzie, tzn. na dysku. 

Część z nas korzysta z tych samych sprawdzianów od lat lub z gotowych testów, przygotowanych przez autorów podręczników. W obu przypadkach możemy - i tutaj proszę się nie dziwić - spodziewać się tego, że uczniowie będą znali pytania i przygotują sobie odpowiedzi. No, niestety, Internet jest dostępny 24 godziny na dobę, a w nim skarby przeróżne na wędrowców czekają. I nie pytają czy wędrowiec uczciwy, czy też nie... Święte nauczycielskie oburzenie, że "Oni ściągają z Internetu! Oszukują! Znają pytania!" trochę mnie w świetle tego śmieszy. Skoro wiadomo, że ściągają, to zróbmy taki sprawdzian, którego oczy nie widziały i serwery nie przechowywały. I po kłopocie!


Proszę pani, czy to już wszystko?


Sama nie wiem, moi drodzy... ;) Jeśli się z czymś nie zgadzacie lub, przeciwnie, coś tutaj jest zbieżne z Waszym sposobem myślenia, jeśli macie dodatkowe pytania, szczególne wątpliwości, chcecie podzielić się Waszymi doświadczeniami - piszcie w komentarzach, będę wdzięczna.

Gratuluję, przeczytaliście tekst do końca! Piątka :).

2 komentarze:

Za co lubię Instagram i jak to się stało, że wzięłam udział w wyzwaniu. Fotograficznym

14:52 Karolina Starnawska 8 Comments

Drodzy moi Czytelnicy, czekający na polonistyczne inspiracje! Chwilowo czas wolny mi się skurczył i o ile mam czas na dokumentowanie fotograficzne swojej pracy oraz oczywiście na przygotowywanie się do niej, o tyle na blogowanie ostatnio - nieco mniej. Żałuję, bo mnóstwo ciekawych rzeczy czeka na opisanie. No i moje sprawdziany na opublikowanie. Zapewniam jednak, że praca w toku.

Dziś, mimo galopującego jak Bri ścigany przez lwy czasu, postanowiłam jednak dokończyć pewien projekt. Projekt, w którym brałam udział na swoim Instagramie. Najpierw jednak kilka słów wyjaśnienia...

Za co lubię Instagram?


Świat jest piękny. A jest piękny, ponieważ każdy jego zakątek jest inny. Natura. Architektura. Ludzie. Przedmioty. Wschody. Zachody. Kolory. Szarości. Instagram pokazuje mi wycinki pięknego świata. Ba! Pokazuje czasem, zdaję sobie z tego sprawę, piękne wycinki mniej urokliwej całości. I ja się na to w pełni i świadomie godzę. Chcę widzieć urodę świata, nie jego brzydotę. Nie strach przed innością, a zachwyt nad różnorodnością. 

Poza tym na Insta jest też bardzo dużo zdjęć książek. Ludzie czytają i się tym chwalą! To cudowne :). 

Po co mi w ogóle konto na Instagramie?


Moje konto jest związane z blogiem i profilem na Fb. Jest publiczne. Założyłam je, aby dokumentować moje poczynania nauczycielskie oraz lektury, a także, by pokazywać wszystkim obserwującym, w tym uczniom, że świat jest piękny i ciekawy. Oraz że nauczyciel też człowiek :).


Mój czas wolny a fotografowanie


Nie nazwałabym siebie pasjonatem fotografii. Owszem, lubię robić zdjęcia. Nawet miałam kiedyś aparat. W lipcu 2015 zachłysnął się hiszpańskim powietrzem i przestał działać. Na inny najpierw nie mogłam się zdecydować, potem nie było mnie stać. Wszystkie zdjęcia na moim Insta są robione iPhonem. Jest fajnie. Podoba mi się takie szybkie łapanie wycinków rzeczywistości. Bez dumania nad światłem, ISO, ekspozycją czy czym tam jeszcze. Więc, jak widzicie, fotografia nie zajmuje mi miliona godzin, których nie mam. Jest po prostu częścią mojej codzienności.

Wyzwanie? Kto tu kogo wyzywa?


Jakiś czas temu trafiłam na blog Jest Rudo Natalii Sławek, a na nim na wpis o wyzwaniu fotograficznym. Nigdy w czymś takim nie brałam udziału, ale pomyślałam, że skoro i tak robię zdjęcia codziennie, to czemu nie spróbować jakoś stematyzować swoich działań... I tak to się zaczęło. Zdjęcia opatrzone tagiem #fotowyzwaniejestrudo lądowały na Instagramie. W całym wyzwaniu foto było 15 zadań. Nie zrealizowałam wszystkich z braku sensownych pomysłów. Nie chciałam robić nic na siłę. Dziś, tu i teraz, zaprezentuję podsumowanie tego wyzwania. 

Zanim to jednak nastąpi, warto zadać sobie pytanie, jak Insta wykorzystać w pracy z uczniami - polonistycznej lub wychowawczej. Może zaproponować im udział w podobnym projekcie - fotowyzwaniu. Może związanym z lekturami, a może językiem? Może z miastem, miejscem, w którym żyją, lub z zainteresowaniami? Jeszcze nie wiem, ale na pewno coś wymyślę! :)

Podsumowanie jesiennego wyzwania fotograficznego


W końcu, w końcu pani przechodzi do meritum. Wiecie, my nauczycielki tak mamy, że lubimy sobie pogadać ;). Zatem, zgodnie z tematami wyzwania, lecimy!

1. Moje miejsce
Rodzinne strony. Inaczej się nie dało, choć próbowałam.


2. Czułości
Nie ma to jak głaskanie mokrawych liści w ciepły jesienny dzień w górach.



3. Zjem cię. 
Nie lubię robić zdjęć jedzenia, a nic innego ciekawego nie przyszło mi do głowy. Zdjęcia brak.

4. Drobny szczegół
Mech w czeskim Adrspach. Lubię makro! Nawet iPhonem da się zrobić, jak widać.



5. Wyjątkowe
To był wyjątkowy zachód słońca. Podziwiałam go z okien Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Nawet kiedy zasłonięto okna (za dużo światła!), zachód się nie poddawał. Został z nami na żaluzjach. Natalia wyróżniła to zdjęcie na swoim Facebooku :).



6. Tak pachnie jesień
Słońcem, cytryną i czymś fioletowym, co wibruje w powietrzu, a opisać prozą się nie da.


7. Vintage. 
Kwiatki na klatce w starej części Nowej Huty.


8. Tylko rano
Przejażdżka rowerem do pracy obok nieczynnej elektrociepłowni Szombierki. Takie piękne światło, które zamienia budynek w pałac - tylko rano!


9. Ulubione...
... zajęcia dodatkowe z uczniami. Naturalnie, że wycieczka w góry! :)


10. Ty i ja
Człowiek nigdy nie jest sam. Cień podąża za nim krok w krok. A w dni deszczowe i człowiek i cień odbijają się w lustrze ulicy.


11. Atrybuty jesieni
To musiały być kasztany! A ta kałuża, wiadomo, spadła mi z nieba.


12. Noszę
W sercu pragnienie, by ujrzeć ten obraz na żywo. Pragnienie się spełnia! Jestem szczęśliwa.



13. Najważniejsze
Rodzina. Próby poszukiwania innej odpowiedzi nie na wiele się zdały.


14. W dłoniach
Majki. Mikrofony. Kolejna próba, kolejny koncert. Mikrofon blisko przy sobie, kierowany do siebie, nie w stronę monitora. Bo będzie sprzęgać! Kocham śpiewać z tymi ludźmi! :)


15. Gadżet
Pomysłu brakło, więc i zdjęcia nie ma...


Jak widzicie, na zdjęciach jest to, co dla mnie ważne lub co przykuło moją uwagę swoją urodą. Układa się to wszystko w jakąś historię o mnie. Nie tylko nauczycielce, ale też osobie, która obserwuje rzeczywistość i jakoś w niej uczestniczy. 

Mam nadzieję, że wybaczycie mi ten odbiegający od tematu wpis. Niebawem kolejne. Zaglądajcie :).


8 komentarze:

Co z tymi sprawdzianami? Wyniki ankiety i przykładowe testy do pobrania

12:46 Karolina Starnawska 4 Comments

Już ponad miesiąc temu na swoim Facebooku napisałam, że ułożyłam fajny sprawdzian i jeszcze fajniejszą grę. Zapytałam, co mam najpierw opublikować. Padło na grę (możecie ją znaleźć tutaj). Sprawdzian miał pójść w kolejnym wpisie, ale... Stwierdziłam, ze skoro od jakiegoś czasu intensywnie rozmyślam nad sensem robienia sprawdzianów, to podzielę się z Wami swoimi przemyśleniami. Potem jednak - bardzo szybko - doszłam do wniosku, że najpierw chciałabym poznać Wasze zdanie w tej sprawie.

Tak powstała ankieta. Udostępniłam ją na fanpejdżu oraz w grupach zrzeszających nauczycieli na Facebooku. Otrzymałam w ciągu zaledwie tygodnia 142 odpowiedzi. Cudownie! <3

Materiału zebrałam tyle, że swoje refleksje postanowiłam na razie schować na potem, a najpierw zaprezentować wyniki ankiet. Oczywiście podzielę się też z Wami kilkoma swoimi sprawdzianami. Czytajcie do końca :).

Sprawdziany, klasówki, testy - wyniki ankiety

Kto odpowiadał?


Respondent, jaki jest, każdy widzi. Brać nauczycielska to raczej nie brać, a... Ma ktoś pomysł na słowo? 




Czego uczymy?


  • 103 osoby uczą języka polskiego; wśród tych 103 osób 9 prowadzi też lekcje z innych przedmiotów: historii, wiedzy o kulturze, dziennikarstwa, zajęć komputerowych, języka angielskiego
  • 9 - historii (liczę tutaj też n-li, dla których historia to drugi przedmiot)
  • 6 osób - klasy I-III
  • 5 - języka niemieckiego
  • 5 - przyrody (w tym jedna z nauczycielek prowadzi też biologię i chemię)
  • 5 - zajęć komputerowych
  • 4 - matematyki
  • 3 - angielskiego
  • 3 - muzyki (w tym jedna plastyki i zajęć artystycznych)
  • 2 osoby chemii (w tym jedna uczy też matematyki i fizyki)
  • 1 - religii
  • 1 - łaciny
  • 1 - zajęć technicznych

Jak często sprawdzamy?



Zamieniając procenty na liczby:
  • raz w miesiącu - 62 osoby
  • dwa razy w miesiącu - 34
  • raz na dwa-trzy miesiące - 30
  • raz w tygodniu - 7
  • inne - 5: W klasach I - II gimnazjum raz na dwa/trzy miesiące, w klasach III gimnazjum minimum raz w miesiącu; w zależności od potrzeby i możliwości klasy; po każdym dziale tematycznym z podręcznika, części gramatycznej oraz przed omawianiem każdej lektury; zależy od materiału-czasem dwie w tygodniu, czasem raz na dwa tygodnie; po skończeniu działu
  • raz na pół roku: 4
Widać, że zdecydowana większość z nas nie robi sprawdzianów zbyt często.

Skąd bierzemy sprawdziany? 


Tutaj zaczyna się ta część ankiety, której byłam najbardziej ciekawa! Jeśli o mnie chodzi, zwykle sprawdzian układam sama od A do Z, czasem jednak zdarza mi się korzystać z gotowych pytań. Byłam ciekawa, czy inni też tak mają. Oto wyniki:



  • 92 osoby najczęściej łączą swoje pytania z gotowymi
  • 38 przygotowuje sprawdzian samodzielnie
  • 11 korzysta z gotowych arkuszy
  • 1 osoba zaznaczyła odpowiedź "inne": sprawdziany biorę gotowe, a kartkówki robię sama

Co dzieje się z raz wykorzystanym sprawdzianem?


To mnie również niezwykle interesowało. Ja zwykle tylko część sprawdzianu wykorzystuję w kolejnym roku. Dlaczego? O tym w kolejnym wpisie poświęconym sprawdzianom :).

A jak Wy odpowiadaliście?




  • będzie ponownie wykorzystany - 61
  • ląduje w archiwum - 29
  • inne - 52 osoby; tutaj najczęściej pojawiała się odpowiedź taka, jakiej i ja udzieliłam - że modyfikujecie sprawdzian w zależności od klasy, w której uczycie

Wolne wnioski, czyli Wasze wypowiedzi


W ankiecie było pole nieobowiązkowe na inne uwagi. Bardzo się cieszę, że część z Was zdecydowała się tam coś napisać. 

Przeczytałam, że Są inne metody sprawdzania wiedzy uczniów niż sprawdziany. :-) (zgadzam się!).

Dwie osoby napisały, że wolą kartkówki od sprawdzianów, a jedna, że dla zdolniejszej klasy układa trudniejsze testy.

Jedna osoba napisała, że Każda klasówka ma dwie części: gramatykę i literaturę; uczę w gimnazjum, więc druga klasówka w miesiącu to praca stylistyczna (rozprawka). Kolejna przyznała: Rzadko robię sprawdziany "z teorii" (...), ale z gramatyki to raczej standard. 

Pojawiła się słuszna uwaga: Nie warto korzystać tylko z gotowców z wydawnictw, ponieważ zawierają błędy.

Bardzo miło było mi przeczytać takie słowa: Mnóstwo inspiracji czerpię z blogów prowadzonych przez świetnych polonistów, w tym Twojego. Dzięki, że jesteś :). To ja dziękuję za to, że TY jesteś. Nie byłoby bloga bez czytelników!

I na koniec zdanie, z którym trochę się zgadzam, a trochę nie zgadzam: Nie lubię sprawdzianów, one niczego nie sprawdzają.

Niezły sprawdzian ułożyłam, czyli się pochwalę i podam dalej

Dziś napiszę krótko, następnym razem - więcej. 

Na początku swojej drogi nauczycielskiej robiłam zdecydowanie więcej sprawdzianów. Mam bogate archiwum, zwłaszcza tych lekturowych, którymi chciałabym się podzielić. Dlaczego mają leżeć na dysku? Są niezłe, napracowałam się przy nich, może się komuś przydadzą. Spieniężyć się ich nie da, więc będę je tutaj, ku pomocy wszystkim chętnym, stopniowo udostępniać.

Dziś zamieszczam tutaj dwa oraz poprawę do jednego. 

Pierwszy z nich sprawdza wiedzę po trochu z trzech lektur oraz wiedzę o literaturze. Byłam już zmęczona formułą egzaminu gimnazjalnego (na jego wzór układam swoje sprawdziany) i postanowiłam ułożyć coś z jajem. Albo chociaż z chmurką. Oceńcie, czy się udało :).


Tutaj można pobrać test w formacie doc: Dlaczego Roland nie śpiewa i za co mści się Balladyna
Tutaj - poprawa.

Poniżej natomiast sprawdzian po omówieniu W pustyni i w puszczy. 



Tutaj wersja w formacie doc do pobrania i wykorzystania: W pustyni i w puszczy - test

4 komentarze:

"Balladyna" - to już koniec. Prawie. O książeczkach i porównaniach.

03:31 Karolina Starnawska 0 Comments

Sok, plakaty, czytanie tekstu, filmiki - o tym już napisałam tu i tu. Teraz pora na dokończenie cyklu lekcji o "Balladynie". Obiecuję, że nie będę nudzić :).

Fragment drugi - sąd


Bardzo lubię ostatni akt Balldyny. Tę ironię losu, ten grom z jasnego nieba. Fakt, że oliwa sprawiedliwa i że zbrodnia nie popłaca. Czytaliśmy scenę IV aktu V. Oto notatka do niej:


Scena ta posłużyła mi głównie jako ilustracja cytatu "Nie masz winy bez kary", kojarzonego z moralnością ludową, która to - jak wiemy - utrwaliła się na zawsze w naszej świadomości dzięki dziełom romantyków. 

Scenę sądu czytaliśmy z podziałem na rolę, objaśniałam trudniejsze sformułowania, a na tablicy powstawała taka oto notatka. 

Książeczki elektroniczne



Kolejna lekcja odbyła się w pracowni komputerowej. W domu założyłam uczniom konta w serwisie Storybird.com. Na lekcji ich zadaniem było wykonanie książeczek ilustrujących scenę zabicia Aliny. 

Instrukcja, logowanie, słowem - sprawy porządkowe - zajęły nam trochę czasu, mimo iż konta dla uczniów przygotowałam w domu, a komputery w pracowni włączyłam jeszcze na przerwie. Sprawdziłam też, czy na pewno internet nie zrobił nam jakiegoś psikusa tego dnia. Na szczęście wszystko było w porządku.

Na prośbę jednej z moich obserwatorek na Facebooku, nagrałam instrukcję korzystania z serwisu Storybird. Zapraszam, jest tutaj:


Bardzo zależało mi na tym, żeby ta lekcja poszła dobrze i wszystko się udało, dlatego w domu, przygotowując się do niej, zrobiłam swoją książeczkę. Można podziwiać :).



Uczniowie uporali się z tworzeniem swoich ilustrowanych wersji Balladyny  w ok. 40 minut. Później każdą książeczkę obejrzeliśmy na dużym ekranie. Oceny oczywiście były wysokie (raczej nie oceniam takich prac nisko; powiedzmy, że stwarzam okazję i do utrwalenia wiadomości, i do zdobycia dobrej oceny).

Uczniowskie prace umieściłam na Padlecie. Polecam lekturę tych książeczek; uczniowie dokonali ciekawego wyboru obrazków. Nie, nie konsultowali się ze sobą, ani nie podglądali swoich prac :).


Made with Padlet

Porównanie 


Na książeczkach nasza lekcja się nie skończyła. Powstała jeszcze notatka w formie tabelki, w której wynotowaliśmy podobieństwa między Balladyną oraz omawianymi w klasie II Dziadami cz. II. Zbliżony (choć przecież nie ten sam) czas powstania, motyw winy i kary, elementy nadprzyrodzone, forma... Niestety, zapomniałam o sfotografowaniu tablicy.... 

Takie porównanie pozwala na a) utrwalanie wiadomości (po raz kolejny) b) dostrzeżenie cech wspólnych utworów, których omawianie niestety nie zbiegło się ze sobą w czasie. Podobieństwo między dramatem Słowackiego i Mickiewicza było mi też potrzebne później - podczas lekcji poświęconych Zemście Aleksandra Fredry.

Kilka minut do końca lekcji


Tak, zostało kilka minut do końca lekcji! I bardzo dobrze, bo przypomniałam sobie to, co mi wyleciało z głowy! Środki poetyckie! Szukaliśmy epitetów i porównań w wypowiedziach Aliny i Balladyny w scenie niefortunnej wyprawy na maliny.


Malinka na torcie


Inscenizacja! Ponieważ mam w klasie sześć dziewcząt, czyli trzy pary, zadałam im inscenizację sceny zabójstwa. Z uwagi na fakt, że było trochę tekstu do nauczenia, a kartkówek i sprawdzianów dużo, zgodziłam się na jej przekładanie. Tym sposobem trzy scenki pojawiły się na trzech różnych lekcjach (nie na całych na szczęście).

Dziewczyny bardzo dobrze wywiązały się z zadania. Każda para miała inny, interesujący pomysł na krew Aliny. Był sok malinowy, ketchup oraz... kółka z czerwonego brystolu. Zdjęć Wam jednak oszczędzę, bo są dość... naturalistyczne :).

Muszę jednak pochwalić pierwszą z par za wykonanie oryginalnego rekwizytu. Otóż dziewczyny do noża przykleiły... strzykawkę napełnioną sokiem. Popatrzcie! (A dla dziewcząt jeszcze raz - brawo!).

Jeśli dziwi Was to, że inscenizację zadałam tylko dziewczynom, uspokajam - chłopcy losowali sceny z Zemsty, więc nikt nie został poszkodowany :).

A Wy robicie inscenizacje Balladyny? Może ktoś śmiały wystawiał kiedyś całość? Jak było?


Spokojnie, to tylko rekwizyt!



0 komentarze:

Balladyna na poważnie i zupełnie niepoważnie

12:10 Karolina Starnawska 8 Comments

Pamiętacie moją lekcję z sokiem malinowym? I z plakatami? Jeśli nie, to zapraszam tutaj: Balladyna. Z sokiem smakuje lepiej.

Lekcja ta była, rzecz jasna, tylko wstępem do czytania tekstu. Uważam jednak, że im lepiej zrobiony wstęp, tym lepiej tekst usadowi się w głowie :).

Co czytaliśmy? Po lekcji z sokiem i analizą plakatów fragment, w którym Balladyna zabija Alinę, zaś matce mówi, że siostra uciekła z kochankiem (wykorzystałam tutaj podręcznik Nowej Ery Słowa na czasie do klasy 2. gimnazjum). Przed lekturą streściłam uczniom początek dramatu. 

Fragment jest prosty i komentarz do niego nie zabrał wiele czasu. I bardzo dobrze, bo w planach miałam projekcję oraz omówienie dwóch produkcji filmowych.





Brzmi trochę szumnie, bo chodzi przecież o krótkie filmy opublikowane na YouTube. Nie wiem, jaka jest historia powstania pierwszego, ale gorąco go polecam! Z uczniami mówiliśmy tutaj głównie o klimacie filmu, o tym, w jaki sposób oddaje treść, z którą się przed momentem zapoznali.

Moim zdaniem to interesująca produkcja. Do jej wykonania niepotrzebne były miliony monet, ale ciekawy pomysł, ujęcia, montaż i warstwa dźwiękowa zrobiły swoje. Wyszła opowieść pełna grozy, taki trochę - horror.


Druga produkcja ma zupełnie inny charakter. Zanim puścicie ją uczniom, obejrzyjcie ją tak ze dwa razy i dokładnie to przemyślcie. Ja się trochę biłam z myślami ze względu na wulgaryzmy. W końcu jednak stwierdziłam, że wyrazy te występują w tym filmie z jakiegoś powodu, a całość jest dość absurdalna i na pewno spodoba się moim gimnazjalistom. Nie myliłam się :). Obejrzycie i napiszcie, co o tym myślicie!



Przy okazji omawiania, pokazywania na lekcji, takich interpretacji czy rozwinięć dzieła literackiego, bardzo ładnie realizujemy kilka punktów z podstawy programowej. Mam tu na myśli te związane z analizą nieliterackich tekstów kultury oraz jeden z moich ulubionych: o odnajdywaniu w tekstach współczesnej kultury popularnej wątków i motywów z dzieł klasycznych (cytat oczywiście niedokładny, bo z pamięci).

Na koniec jeszcze filmik, który znalazłam dopiero po moich lekcjach. Niemniej jednak zamieszczam, może się komuś przyda :). Kliknięcie w podpis obrazka przeniesie Cię, drogi czytelniku, do YouTube. Osadzanie tego filmiku zostało zablokowane...

Filmik znajdziecie tu: 
https://youtu.be/MrX2Qff2i-Y




8 komentarze:

Jak nagradzać aktywnych czytelników? O punktach i misjach pisze Celina Nowrotek

05:43 Karolina Starnawska 0 Comments

Niedawno pisałam o swoim sposobie - prostym i sprawdzającym się w moich klasach - nagradzania aktywnych czytelników. Wpis wywołał pozytywne reakcje, pojawiły się także komentarze. W jednym z nich przedstawiony został tak ciekawy sposób nagradzania czytających uczniów, że aż poprosiłam jego autorkę o wpis gościnny. Czytelnictwo bowiem jest to coś, o czym od jakiegoś czasu intensywnie rozmyślam.

Tym sposobem dzisiaj w moich skromnych progach gości ze swoim tekstem Celina Nowrotek, nauczycielka języka polskiego w Zespole Szkół Atena w Sosnowcu (w SP i gimnazjum). Pomysł przypadnie do gustu zwłaszcza miłośnikom gier strategicznych, a zainspirować może - każdego!


Co ma gra komputerowa do czytelnictwa?


W mojej misji zachęcania uczniów do czytania książek oraz oglądania filmów dobrej jakości wykorzystałam patent znany mi z gry komputerowej Wiedźmin.  Geralt przed karczmami mógł znaleźć tablice, na których znajdowały się zlecenia do wykonania. Im więcej misji Geralt zakończył powodzeniem, tym więcej miał punktów doświadczenia, a co za tym idzie – szybciej awansował na kolejny poziom.

Jak to działa?



Pomysł narodził się spontanicznie i nie kosztował mnie wiele pracy. Na zalaminowanej kartce A3 zrobiłam tabelę z podziałem na klasy (w moim przypadki są to na razie trzy klasy gimnazjum). Dzięki temu mogę po niej pisać zmazywalnym flamastrem i dopisywać uczniom punkty.



Uczniowie mają dwa rodzaje zadań do wyboru. Mogą czytać dodatkowe książki ze stworzonej przeze mnie listy. Znajdują się na niej i pozycje typowo szkolne, których z różnych powodów nie omawiamy na lekcji (np. Skąpiec, Śluby panieńskie), i te bardziej współczesne, młodzieżowe (np. Niezgodna, Czerwona królowa, Wroniec, powieści Małgorzaty Musierowicz). Za każdą przeczytaną lekturę otrzymują 10 punktów. Za niektóre książki można zdobyć ich aż 30 – wystarczy przeczytać Potop albo Pana Tadeusza :).

Następnie uczniowie umawiają się ze mną na krótką, swobodną rozmowę, podczas której szybko zorientuję się, czy książka faktycznie została przeczytana.

Punkty mogą otrzymywać również za obejrzenie filmów, które moim zdaniem z jakiegoś powodu warto znać. Wtedy otrzymują 5 punktów. Na liście znalazły się między innymi takie tytuły jak Skrzypek na dachu, Forrest Gump, Życie jest piękne czy Skazani na Shawshank.

Tworząc te listy miałam świadomość, że część uczniów będzie znała zaproponowane przez mnie filmy lub książki, więc jedyne, o co ich prosiłam to uczciwość: by naprawdę sięgnęli po coś nowego, a nie wykorzystywali faktu, że znają na pamięć Matrixa (który również znalazł się na liście, bo to przecież film inspirowany jaskinią Platona, a nie pierwsze lepsze science-fiction!) lub Złodziejkę książek.

Punkty zamieniamy na oceny


Osoba, która pod koniec semestru uzyska najwięcej punktów, otrzymuje jednostkową ocenę celującą o wadze 3 (w mojej szkole obowiązują wagi ocen, najwyższa waga to 4). Dwie kolejne osoby w rankingu otrzymują oceny bardzo dobre. Tak sobie założyłam w Przedmiotowym Systemie Oceniania, ale zapewne dostosuję się do osiągniętych przez uczniów wyników, by nikt nie był pokrzywdzony i nie zraził się do podejmowania dodatkowych aktywności.


Zadania dodatkowe = dodatkowe korzyści


Drugi rodzaj zadań może wymagać nieco więcej kreatywności. Są to „misje”, za które uczeń nie otrzymuje punktów, ale kartę z konkretną korzyścią: dodatkowe nieprzygotowanie z języka polskiego, +3 punkty na wybranym sprawdzianie, możliwość wyboru dodatkowego tematu pisemnego podczas pracy klasowej itd. Karty nie można komuś oddać lub zgubić (wtedy korzyść przepada). Zadania wymyślam spontanicznie, zgodnie z tematami, którymi zajmujemy się na zajęciach. Do tej pory uczniowie mogli napisać sprawozdanie z pierwszego spotkania klubu filmowego lub z lekcji bibliotecznej, przeczytać dodatkowe teksty z Mitologii Jana Parandowskiego czy stworzyć grę planszową na podstawie Tułaczki Odyseusza.

Czy to działa?


Tak! Każda aktywność jest nieobowiązkowa, a mimo to już w pierwszym miesiącu roku szkolnego miałam okazję porozmawiać o Królu Edypie („Ten Sofokles nie jest taki zły!”), Ślubach panieńskich („Ten Fredro to taki śmieszek”), Atlasie chmur, Edwardzie Nożycorękim (wywiązała się dłuższa rozmowa na temat filmów Tima Burtona i ról Johnny’ego Deppa), Zielonej mili, Chłopcu w pasiastej piżamie oraz anime Spirited Away: W krainie bogów.  Dostałam również nieobowiązkowe sprawozdanie, dzięki czemu uczennica uzyskała ode mnie odpowiedź zwrotną na temat błędów bez konsekwencji w postaci złej oceny, a niezależnie od jakości pracy zyskała kartę korzyści. Są też śmiałkowie, którzy czytają Pana Tadeusza, ktoś inny zabiera się za Krew elfów.

Moje listy książek i filmów powstały spontanicznie, więc może nie są doskonałe, ale na początek wystarczą. Zawsze mogę je przecież zmodyfikować, coś usunąć, a coś dodać. Takie działania mobilizują do pracy nie tylko uczniów, ale również nauczyciel jest zmuszony do ciągłych poszukiwań. 


0 komentarze: