#Wędrowanie. Warto pojechać, warto się przejechać: Kopenhaga

05:00 Karolina Starnawska 0 Comments

Uwaga, uwaga, dziś pani od polskiego napisze kilka słów o niedawnej wycieczce do Kopenhagi :). Tekst jest już drugim z cyklu #Wędrowanie. Po pierwszy zapraszam tu: #Wędrowanie. Jak było w Rzymie?

Zdjęcie na tle pałacu

Decyzja o wycieczce do Kopenhagi podjęta była a) szybko b) spontanicznie i dowodzi, że szybkie i spontaniczne decyzje mogą być dobrymi decyzjami :).

Kopenhaga, 14-17 lutego 2016
Transport: WizzAir do Malmo (98 zł), z lotniska Malmo na dworzec główny w Kopenhadze i z powrotem - Polcab (polska taksówka; 130 DKK w jedną stronę)
Zwiedzanie: pieszo, rowerem (wypożyczonym w hostelu) i pociągiem (do Helsingor, 130 DKK za bilet na 24 h)
Spanie: hostel, o ten: https://web.facebook.com/sleepinheaven.

Pierwsze wrażenie


Cóż, przyznam, że pierwszego popołudnia i wieczoru stolica Danii nie powaliła mnie na kolana. Do czasu aż zobaczyłam światełka dookoła Round Tower i świece na chodnikach, ciągnące się nie wiadomo skąd i dokąd... Dziś już wiem, skąd wzięły się w mieście - nie z powodu walentynek, o nie... Niemniej jednak były głęboko różowe, ciepło pachniały i wyglądały pięknie, szczególnie na moście i wzdłuż brzegu kanału.



Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Lekcje Polskiego (@lekcje_polskiego)

Drugie wrażenie


Wieczorem, w hostelu, przyszedł czas na planowanie zwiedzania. Rozłożyliśmy mapę zdobytą w informacji turystycznej (wychodząc z dworca kolejowego, spójrz w lewo...) i zaznaczyliśmy miejsca, które chcielibyśmy zobaczyć.

Dla własnej pamięci i na potrzeby tego wpisu naniosłam te miejsca na mapę Google. Link do mapy Kopenhagi (i okolic) z zaznaczonymi miejscami, które odwiedziliśmy:  Kopenhaga, luty 2016.

A niżej mapa w wersji statycznej.


Kopenhaga nie jest wielką metropolią i można wszystkie zaznaczone miejsca zobaczyć w jeden dzień. Oczywiście pod warunkiem, że weźmie się przykład z mieszkańców i będzie się poruszać po mieście rowerem. My swoje wypożyczyliśmy w hostelu. Opłata za nie to były najlepiej wydane  tego dnia pieniądze (prawie... ;)).


DSC_0065

Strategia zwiedzania


Pisałam, że bardzo lubię zwiedzać muzea, tym razem jednak pogoda była wybitnie niemuzealna. Świeciło słońce, nie było bardzo zimno... Idealny dzień na to, by po prostu włóczyć się po ulicach miasta, zobaczyć z zewnątrz turystyczne atrakcje, zrobić kilka(set) zdjęć, odwiedzić cmentarz, który jest parkiem (bądź park, który jest cmentarzem), posiedzieć na ławce pod pomnikiem Andersena, zjeść obiad w nowoczesnej bibliotece, podziwiać równie nowoczesny budynek opery, czy zapuścić się w podejrzane uliczki hippisowskiej Christianii, a na koniec wypić herbatę w knajpie naprzeciwko biblioteki uniwersyteckiej, do której niestety nie udało się wejść... Tym razem.

Udało się za to przejechać kilka kilometrów kopenhaskimi ulicami, posiedzieć na słońcu, dać się przewiać, zobaczyć biedną syrenkę, być częścią pięknego rowerowego tłumu. Tak, bycie częścią tego tłumu było chyba najważniejszym turystycznym doznaniem wyjazdu.


Assistens Cemetery
Andersen i jego młody fan


Black Diamond

Opera

Zamek, w którym próżno szukać sypialni Hamleta


We wtorek wybyliśmy z Kopenhagi odwiedzić zamek Hamleta w Helsingor. Neurotycznego księcia Danii nie zastaliśmy, za to mnie cały czas zdumiewał fenomen literackich obrazów włożonych nam do głów przez Szekspira - i nie tylko. Zamek Hamleta, balkon Julii w Weronie, sklep Wokulskiego w Warszawie... Miejsca, które nie istniały, ale zyskały jakiś byt.

Literatura ma jednak potężną moc :).

Nie weszliśmy do zamku (w końcu i tak Hamlet tam nie mieszkał!), ale powłóczyliśmy się po murach, zeszliśmy nad morze, skąd widać było Szwecję, przeszliśmy się po niewielkim miasteczku i wróciliśmy do stolicy cichym, słonecznym pociągiem.


Zamek Kronborg

Taki kontrast

Bez pośpiechu


Przed wyjazdem nie udało mi się ustalić, pod jakim adresem w Kopenhadze mieszkał Jarosław Iwaszkiewicz, a chciałam zobaczyć to miejsce. Nie widzieliśmy domu Andersena, nie weszliśmy do Opery, nie widzieliśmy żadnego obrazu w żadnym w tutejszych muzeów, ani żadnej rzeźby, ani instalacji, ani słynnego zegara w Ratuszu. Przez dwa i pół dnia byliśmy jednak częścią miasta, nie spieszyliśmy się nigdzie, nie niecierpliwili, przebywali na świeżym powietrzu, patrzyli, jeździli, mówili i słuchali. 

Warto było pojechać do Kopenhagi


Z każdego wyjazdu przywożę inne wrażenia. Z Rzymu przywiozłam warstwy, z gór przynoszę zwykle zmęczenie i radość odpoczynku, z Camino przyszło za mną piękno drogi i tęsknota za nią oraz poczucie więzi z obcymi ludźmi, a z Kopenhagi... Z Kopenhagi przyleciał ze mną spokój, z którym teraz siadam do pracy :).


Widok z placu przed Ratuszem

0 komentarze:

Kości zostały rzucone, a sprawozdania napisane

06:13 Karolina Starnawska 0 Comments

W pierwszym poście o Story Cubes pisałam o tym, że moi uczniowie dzięki kostkom ćwiczyli opowiadanie oraz sprawozdanie. Opowiadania udały się nadzwyczajnie i okazuje się, że sprawozdania także wyszły nieźle... Doszlifowania wymaga uwypuklenie różnic między tymi dwiema formami wypowiedzi, ale, ogólnie - nie jest źle!

Nie jest źle i kolejny raz zostałam zaskoczona uczniowską wyobraźnią! Przypominam, że kostki kazały nam pisać takie sprawozdanie:


Prace, pisane na lekcji, miały być krótkie - do jednej strony A4. Odejmując czas związany na wytłumaczenie zadania, wylosowanie kostek, ustalenie, co one oznaczają, na napisanie pozostało ok. pół godziny

Poniżej zamieszczam trzy losowo wybrane sprawozdania uczniów klasy VI. Przeczytajcie i oceńcie sami, jak wypadło :) to ćwiczenie.

W pracach poprawiłam jedynie błędy ortograficzne i interpunkcyjne (nieliczne), reszta to już słowa szóstoklasistów.

Sprawozdanie 1.


Dnia 26.05.2003 r. w [!] moskiewskim zamkniętym stadionie odbyły się zawody w piłce krzyknej. Wybrałem się na mecz z byłym mistrzem tej dyscypliny Janem Krzykaczem.


O 18.30 na boisko weszli sędziowie, którzy usiedli na ławach. O 18.45 krzykarze weszli na boisko. Sędzia krzyknął do bocznych sędzi: "Czytać!" i zaczął się mecz. Sędziowie czytali 50 minut i mecz skończył się. 10 krzyków dla Krzyku Milan do 5 krzyków dla FC Krzyk. Po meczu okazało się, że krzykarze to czytelnicy.
Lepszej krzykowej dyscypliny nie widziałem. Choć było głośno, było świetnie.


Sprawozdanie 2.


14.06.2015 mój kolega Marek był w pakistańskiej bibliotece. Czytał spokojnie książkę.
Nagle na budynek obok spadła bomba. Cały budynek nagle się posypał. Gruzy budynku zatarasowały wejście do biblioteki. Marek zaczął krzyczeć i wołać o pomoc. Na szczęście nie trafił go żaden odłamek z wybuchu. Marek był tak zapalonym czytelnikiem, że przestał krzyczeć i znowu  zaczął czytać.
Na szczęście ratownicy w ciągu dwóch godzin odtarasowali [!] wejście i poszli do Marka. Wszystko skończyło się dobrze i było świetnie.

Sprawozdanie 3.


Dnia 28.04.16 r. odbyły się zawody na najgłośniejszy krzyk. Zawody odbyły się w szpitalu pschiatrycznym o zaostrzonych zasadach bezpieczeństwa.
Zawodnicy zebrali się przed wejściem do izolatki o godzinie 10.00. Każdy pacjent szpitala wchodził do pomieszczenia i krzyczał jak najgłośniej potrafił. Na samym końcu do izolatki wszedł ostatni zawodnik, który był najgroźniejszym pacjentem w psychiatryku. Niestety mężczyzna został zdyskwalifikowany z zawodów [!], gdyż przy wejściu powalił dwóch strażników na ziemię.
Zawody były bardzo ekscytującym wydarzeniem i wszystko było świetnie!

0 komentarze:

#Wędrowanie. Jak było w Rzymie?

05:11 Karolina Starnawska 4 Comments


Kilka dni temu stwierdziłam, że rozpocznę nowy cykl, #Muzeowanie, w którym będę się dzieliła spostrzeżeniami na temat tego, co interesującego widziałam w muzeach, które odwiedziłam.

Dziś, dzień po powrocie z Kopenhagi, doszłam do wniosku, że warto byłoby w tym miejscu  od czasu do czasu napisać też coś o moich wędrówkach: miejskich, górskich, rowerowych... W końcu nie ukrywam przed uczniami, że podróżowanie to jedna z moich pasji i że podróże rzeczywiście kształcą. Swoje doświadczenia wykorzystuję od czasu do czasu na lekcjach.

Chciałabym zainaugurować ten cykl wpisem z mojego dawno założonego i dawno nieaktualizowanego bloga, który miał służyć tylko opisywaniu podróży... Nie wyszło, zwyciężyła pasja nauczycielska :).  Mam nadzieję, że ten i kolejne wpisy natchną kogoś do ruszenia w świat :).

Rzym, styczeń 2014

Czas trwania wycieczki: 3 dni.
Doleciałam samolotem linii WizzAir.



Po mieście poruszałam się głównie pieszo, kilka razy przejechałam się metrem i autobusem (z Via Appia).
Spałam w hostelu Orsa Maggiore.

Nieczęsto podróżuję sama - nie licząc oczywiście podróży do domu rodzinnego i samotnych włóczęg rowerowych dookoła Orzysza. Do tej pory samotnie włóczyłam się po Wiedniu, Liverpoolu i Rzymie (no i częściowo po Budapeszcie). 

Po powrocie zwykle pada to nieszczęsne pytanie: jak było w...? Piszę "nieszczęsne", choć przecież sama często je zadaję, zdając sobie jednak sprawę z jego ułomności, czy może - niefortunności. Odpowiedź na to pytanie może być taka: dobrze, źle, super, fajnie, spokojnie, gorąco, zimno, ciepło, fenomenalnie itp. Można tak, można też popłynąć wzburzoną rzeką narracji - pod warunkiem, oczywiście, że my mamy ochotę opowiadać, a ktoś ma autentyczną ochotę nas słuchać. 

Osobiście z narracją także mam problem. Nie, żebym nie potrafiła opowiadać, nie. Zawsze jednak będzie to opowieść o tym, co się wydarzyło, rzadziej o tym, co się przeżyło, przemyślało, przeszło. Podczas samotnych włóczęg miliony myśli kłębią mi się w głowie, powodując, że jestem w danym miejscu jakby podwójnie albo nawet potrójnie czy poczwórnie. Czas mi się rozciąga i nawet kiedy przystaję na chwilę lub przysiadam na jakiejś ławce galopada myśli na tematy różne nie pozwala mi odpocząć :).

W Rzymie moim towarzyszem było poczucie nieprawdopodobieństwa. Raz po raz miałam wrażenie, że tracę zmysły - wszystko przez to, co Freud napisał o Rzymie w Kulturze jako źródle cierpień. Myślę, że gdybym nie znała tych kilku akapitów o Wiecznym Mieście nadal by mnie ono zadziwiało, ale nie nasuwałoby mi skojarzeń z własną mą psychiką. [O, tu można przeczytać, co Freud napisał; strony 169-170.]

W Rzymie jest wszystko. To wszystko, o czym czytaliśmy w podręcznikach do historii jeszcze w szkole podstawowej, to wszystko, o czym czytaliśmy w mitologii, to wszystko, co na ruinach warstwami narastało, zarastało i ciągle zarasta. Po prawej pomnik Wiktora Emmanuela II, po lewej Kolumna Trajana, której parafrazę widziałam kilka miesięcy wcześniej na placu Vendome w Paryżu... I tak cały czas, wszystkie te kamienie w dziwnym dziejowym splocie.

Krótko mówiąc: Rzym ma warstwy. Warstwy te tak głośno przemówiły do mojej wyobraźni, że w zasadzie wszystkie zdjęcia z tego miasta podporządkowałam temu spostrzeżeniu.
















Wrażenie rzymskiego szumu dziejowego nadal jest we mnie tak silne, że kiedy myślę o tym mieście, czuję się tak, jakbym w nim nie była fizycznie, a tylko... Hm, chyba we śnie. Jakby to miasto nie było zrobione z kamienia, a z myśli. I jeszcze z tego słodkiego, ciepłego powietrza, które jest drugim silnym nieprzekazywalnym wspomnieniem, jakie po sobie zostawił Rzym.

4 komentarze:

Rzuć kości na stół, a uczniowie się odezwą, czyli Story Cubes na polskim

08:00 Karolina Starnawska 5 Comments

Lubicie gry? Ja lubię! Szczególnie takie gry, które da się wykorzystać na lekcji polskiego. Przyznam szczerze, że ostatnimi czasy jakoś zaniedbałam używanie gier tradycyjnych na rzecz quizów interaktywnych (Kahoot, LearningApps). W sumie to muszę przyznać, że ostatnio w ogóle zaniedbałam gry... No, może w podstawówce nie, ale w gimnazjum na pewno.

Przejdźmy jednak do rzeczy, w tym wypadku - do kostek, a właściwie do Kości Opowieści, czyli Story Cubes. W wersji podstawowej (pomarańczowe pudełko) na SC składa się 9 kości, które na ściankach zamiast cyferek mają różne symbole. Najprostsza instrukcja gry w SC wygląda tak: weź kości, rzuć nimi, popatrz na obrazki i na ich podstawie opowiedz historię. 

Do tej pory SC na lekcji wykorzystałam dwukrotnie w klasie VI SP. Zanim jednak przejdę do opisu moich dydaktycznych doświadczeń, opowiem krótko o tym, jak testowałam Kości Opowieści w gronie przyjaciół i znajomych.

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Lekcje Polskiego (@lekcje_polskiego)


Story Cubes na imprezie

W październiku zakupiłam dwa zestawy SC: podstawowy i Akcje (niebieski). Ponieważ moi znajomi to ludzie grający w Scrabble, nie stroniący od kalamburów oraz lubujący się w dowcipach językowych, stanowili doskonałą grupę testową :).





Jak graliśmy? 

Ważne przy SC jest to, by na początku ustalić, czy kolejność wykorzystania kolejnych obrazków jest dowolna, czy też nie. Możemy rzucać wszystkimi kośćmi, możemy wybrać kilka. Kolejną wartą podkreślenia rzeczą jest wytłumaczenie, że obrazki z kostek możemy odczytywać dosłownie, np. waga = waga, ale też przenośnie (bądź też tylko dosłownie lub tylko przenośnie). Waga staje się wtedy sklepem, sprawiedliwością, kupowaniem, Sądem Ostatecznym...

Wypróbowane opcje gry:

  • każda osoba rzuca pełnym zestawem kości i na tej podstawie opowiada historię.  Jedna osoba = jeden rzut = jedna historia,
  • rzucamy kośćmi i każdy kolejny gracz na podstawie tych samych kości opowiada inną historię,
  • rzucamy tyloma kośćmi, ilu jest graczy i jedna osoba opowiada część historii na podstawie jednego obrazka. Zadaniem graczy jest stworzyć jedną, spójną opowieść.
W gronie znajomych graliśmy raz kośćmi podstawowymi, potem Akcjami, a na koniec pomieszaliśmy zestawy. Zabawa była przednia, zwłaszcza za drugim razem (w Nowy Rok), kiedy to bohaterem opowieści został ślepy chirurg z Bombaju oraz rozpadła się Unia Europejska. Popłakałam się ze śmiechu :D.

Story Cubes na lekcji

1. Opowiadanie

Polecenie (czytaj: długie tłumaczenie zasad zabawy) było przekazane ustnie, na tablicy zapisałam tylko najważniejsze hasła (takie skrócone nacobezu).

  1. Akapity.
  2. Pewnego dnia...
  3. Dialog
  4. Opis(y). 
Gdybym to miała ładnie ubrać w słowa, brzmiałoby to tak: na podstawie obrazków, które widzisz na kostkach, napisz opowiadanie. Pamiętaj, żeby w opowiadaniu znalazł się dialog oraz przynajmniej jeden opis (przedmiotu, krajobrazu, postaci, uczuć - do wyboru). Pamiętaj, że kostki stanowią inspirację. Musisz wykorzystać wszystkie obrazki, ale niekoniecznie dosłownie (np. strzała może oznaczać łucznictwo, polowanie, miłość itd.). Kolejność wykorzystania obrazków - dowolna. Długość opowiadania: minimum 1 strona A4 (dla osób o drobnym piśmie).

Dla ułatwienia rzucałam tylko pięcioma kośćmi.


Nie ukrywam, że do ustalenia takich zasad zainspirował mnie Ogólnopolski Konkurs Story Cubes.


Strzała, smutna twarz, liczydło, wieżowiec, ryba. Wymyśl, co je mogło połączyć :).


Uczniowie podczas pisania cały czas mieli kostki przed oczyma dzięki wizualizerowi.

Opowiadania udały się nadzwyczajnie! Oczywiście były w nich błędy językowe (ale drobne), ortograficzne, interpunkcyjne. Jednak wszyscy napisali opowiadanie, znakomita większość zaś  (99%) pamiętała o opisie i dialogu. A jakie fantastyczne mieli pomysły! Ich kreatywność przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania. Fakt, że uśmiercali swoich bohaterów też był dla mnie nieco zaskakujący...

Pełne skupienie... Praca wre, z mózgów paruje :).

2. Sprawozdanie

Przyszedł czas na wprowadzenie nowej formy. Prawdę mówiąc, forma wprowadziła się sama: za pomocą próbnego sprawdzianu szóstoklasisty. Uczniowie, rzuceni na głęboką wodę, w większości świetnie poradzili sobie z napisaniem sprawozdania z zawodów sportowych. Wiem jednak, że musimy jeszcze potrenować! Żeby jednak nie umrzeć z nudów podczas czytania sprawozdań z wycieczki, wyjścia do kina, lekcji itd., przyniosłam na lekcję Kości Opowieści: podstawowe i Akcje.

Wcześniej oczywiście powiedzieliśmy sobie, że sprawozdanie to relacja z wydarzeń, których się było świadkiem/uczestnikiem, napisana w czasie przeszłym; wydarzenia trzeba przedstawić po kolei, czyli chronologicznie.

Tym razem napisałam na tablicy pięć pytań, widocznych na zdjęciu poniżej. Następnie do koszyka wrzuciłam najpierw kości podstawowe i prosiłam chętnych uczniów o wylosowanie kolejnych kości. Za każdym razem, gdy uczeń losował kość, rzucałam nią. To, co wypadło, dało na kości dało odpowiedzi do pytań kiedy? gdzie?, jak było?. Następnie w koszyku wylądowały niebieskie Kości Akcji, które pomogły nam odpowiedzieć na pytania co? (czyli jakie wydarzenie) oraz kto brał udział?

Kiedy mieliśmy już wszystkie SC, wspólnie z uczniami ustalaliśmy, co dana kostka może oznaczać. Później te znaczenia zapisałam na tablicy (zdjęcie niżej), zaś uczniowie - przystąpili do pracy!

Wyników jeszcze nie znam. Przeczytałam 4 prace. Trzy z nich to dobre sprawozdania, ostatnia jest dobrym... opowiadaniem :(. Będziemy musieli jeszcze potrenować, ale jesteśmy na dobrej drodze!

W kolejnym wpisie pokażę Wam jedno ze sprawozdań. Jest o zawodach w... piłce krzyknej :D.

Jeśli wykorzystujecie SC na lekcjach, napiszcie, jak. Może stworzymy wspólnie kolejny wpis: dobre praktyki ze SC :).

Po więcej inspiracji zapraszam na blog dla anglistów (warto!): http://hummingbirdels.blogspot.com/2015/07/story-cubes-czyli-jak-wykorzystuje.html

5 komentarze:

#Muzeowanie. Podziwianie drzew

05:33 Karolina Starnawska 2 Comments

Niniejszym zaczynam nowy cykl na blogu! Co to będzie, co to będzie? Już tłumaczę!

Rekiny w parku. Więcej o nich można poczytać na stronie muzeum

Dużo podróżuję. Lubię być w miejscach, w których wcześniej nie byłam. Prawdę mówiąc (uwaga, wyznanie!), wolę poznawać nowe miejsca bardziej niż nowych ludzi. Dość często jestem w górach, latem jeżdżę rowerem po bocznych polskich drogach, wyjeżdżam za granicę od czasu do czasu (służbowo i prywatnie). Lubię chodzić, wędrować, włóczyć się. Oglądać, smakować i rozmyślać. 

Lubię też chodzić do muzeów i postanowiłam podzielić się tutaj tym, co ciekawego już widziałam lub co kiedyś tam zobaczę. A nuż kogoś to zainspiruje do podobnych wycieczek lub do wymyślenia lekcji :).



Cleaning the Drapes by Martha Rosler. O dziele można przeczytać na stronie MoMA, ja widziałam je w Serraves w Porto.


Jak już napisałam - lubię chodzić do muzeów. Nie mam z tymi instytucjami związanych jakichś nieprzyjemnych wspomnień w stylu stare kapcie, zapach płynu do podłóg i konieczność bycia cicho. Prawdę powiedziawszy, jako dziecko nieczęsto bywałam w tego typu instytucjach, więc i zrazić się nie zdążyłam. Ot, jakaś jasna strona związana z mieszkaniem na prowincji :).

Skąd się wzięła ta łopatka? Przeczytacie na stronie muzeum


Lubię chodzić zwłaszcza do muzeów sztuki nowoczesnej. Zawsze znajdę tam przynajmniej jedną interesującą rzecz... I kilkadziesiąt dziwnych... Ale po to chyba ta sztuka jest - żeby dziwiła. 

W lipcu 2015 byłam kilka dni w Porto. Mając do wyboru odwiedzenie kilku kilka muzeów, wybrałam dwa, w tym Serralves Museum. Prezentowane są tam dzieła sztuki nowoczesnej. Oprócz niewielkiego budynku, zwiedzać można też wspaniały ogród, zamieniony w plenerową galerię sztuki. Zdjęcia "rekinów" oraz łopatki zostały właśnie w nim zrobione.

Jednak to, co mnie najbardziej zaciekawiło, nie widnieje na mapce rzeźb plenerowych. Przekonana o tym, że widnieje, nie zrobiłam zdjęcia tabliczki z nazwiskiem autora oraz tytułem dzieła. Ale po kolei...

Idę sobie parkiem, idę i widzę coś takiego:




Krótko mówiąc: drzewa i trzy rzędy krzeseł stadionowych. Tandetny plastik pośród starodrzewia.


Podchodzę bliżej, czytam to, co na tabliczce. Było tam napisane coś w stylu: "Podziwianie drzew. Prosimy zachować ostrożność, może powodować obrażenia". Spojrzałam na krzesła, na tabliczkę, jeszcze raz na tabliczkę, znów na krzesła i zaśmiałam się pod nosem... Myślałam, że to może jakieś nawiązanie do burd stadionowych albo inny żarcik sztuki współczesnej... A potem przysiadłam na jednym z krzesełek i... Poleciałam do tyłu! Na szczęście nie na łeb, na szyję, a dookoła własnej osi. Krzesełka okazały się być czymś na kształt karuzeli z placu zabaw. Świat z nich oglądany wyglądał tak:



To rzeczywiście było podziwianie drzew. W 360 stopni dookoła drzew, że tak powiem :). Na siedząco, a mimo to w ruchu. Zatrzymaj się i podziwiaj, a jednak siedź w miejscu. I jeszcze poczuj się na chwilę jak dziecko na placu zabaw. Na placu zabaw świata.

Warto chodzić do muzeów :).


2 komentarze:

Dzieci, które żyją w samotności. Współcześnie o "Ani z Zielonego Wzgórza"

04:08 Karolina Starnawska 3 Comments


Przygotowując się do omówienia zadanych uczniom szesnastu rozdziałów Ani z Zielonego Wzgórza jak zwykle przygotowałam sobie listę zagadnień, form wypowiedzi, notatek, form pracy... W cykl lekcji koniecznie chciałam też wpleść pewien bardzo dobry film, poruszający temat sieroctwa i procesu przechodzenia dziecka z rąk do rąk, od jednych opiekunów do drugich... Film ten poleciła mi moja siostra, ukrywająca się na blogu i Facebooku pod nickiem Pani ze świetlicy.

Krótkometrażowe ReMoved opowiada historię kilkunastoletniej dziewczynki, Zoe, która zostaje odebrana rodzicom (ojciec znęca się nad dziećmi i matką, matka nie potrafi zapewnić dzieciom opieki) i zamieszkuje u rodziny zastępczej - jednej, drugiej, trzeciej... 

Pamiętacie lekcję z opisem stroju Ani? Jak ubierałaby się Ania oraz o jakich ubraniach by marzyła, gdyby żyła współcześnie, mieszkała we współczesnym domu dziecka? Ćwiczenie redakcyjne w tej postaci pozwoliło mi przejść do filmu. Obejrzyjcie go, trwa niecałe 13 minut.


Język filmu to angielski, na YouTube jest jednak możliwość włączenia w nim polskich napisów. Jak to zrobić? Krótka instrukcja obrazkowa na końcu wpisu :).


Nie trzeba jednak znać ani angielskiego, ani polskiego, ani żadnego innego języka, by rozmawiać o przeżyciach, emocjach dziewczynki i przyczynach tych emocji. Ból, cierpienie, strach, brak miłości i szacunku, lęk przed odrzuceniem, gniew, dużo gniewu, oswajanie się z nową sytuacją, znowu gniew... Młoda bohaterka tego filmu przeszła naprawdę wiele. Paradoksalnie, bariera językowa, wyłącznie napisów, może w tym przypadku bardziej zadziałać na uczniów, a poza tym pozwoli podjąć temat tego, że emocje są uniwersalne, człowieka da się zrozumieć bez słów.

Z uczniami rozmawiałam właśnie o emocjach głównej bohaterki i motywach jej postępowania, ale także o narracji (pierwszoosobowej), o potrzebach dziecka, o zaufaniu i jego utracie. Porównywaliśmy także zachowanie Zoe i Ani. Tej drugiej przeciwności losu nie załamały. Pomogła jej przetrwać bogata wyobraźnia, w którą dziewczynka się chroniła. Zoe takiego schronienia nie posiadła, choć kontakt z młodszym bratem był dla niej takim "miejscem bezpiecznym".

Nie mam do tego filmu żadnej karty pracy, żadnych wymyślnych ćwiczeń. O jego treści trzeba po prostu porozmawiać, wnioski zapisać na tablicy. Pytania do uczniów będą proste: kto jest główną bohaterką, w jakiej sytuacji się ona znalazła, jakie emocje, kiedy i dlaczego okazywała... Czego pragnęła?

Przy okazji warto powiedzieć uczniom, co to jest dom dziecka, pogotowie opiekuńcze, rodzinny dom dziecka, rodzina zastępcza, adopcja.

W naszej notatce znalazło się też wspomniane wyżej porównanie zachowania i emocji Ani i Zoe. Tematy te wróciły też do nas podczas omawiania Tego obcego


Strona filmu na Facebooku: https://www.facebook.com/removedfilm.


Strona projektu: http://removedfilm.com.

Jak włączyć napisy na YouTube?


Często zdarza się, że znaleźliśmy na YouTube jakiś ciekawy materiał na lekcję polskiego, a jest on po angielsku... Warto wtedy sprawdzić, czy do filmu są dostępne napisy języku polskim. W przypadku filmu ReMoved napisy są dostępne, choć przyznam, że kiedy ja pokazywałam film na lekcji, jeszcze ich nie było...

1. Włączamy ReMoved.



2. Najeżdżamy kursorem na filmik i klikamy przycisk "CC". W ten sposób włączymy napisy angielskie.


3. Następnie klikamy na ikonę kółka zębatego. Naszym oczom ukaże się lista rozwijana. Na niej klikamy "Subtitles".


4. Po kliknięciu przejdziemy do listy dostępnych języków. Wybieramy "Chinese"... A, nie, "Polish";)

5. I gotowe! Zoe mówi po polsku.


3 komentarze: