Co ma Margo Roth Spiegelman do Haliny Poświatowskiej? Czytamy poezję

06:05 Karolina Starnawska 4 Comments

Ben o poezji. J. Green, Papierowe miasta. Przeł. Renata Biniek. Wyd. Bukowy Las.
Wszystkie cytaty w tym wpisie pochodzą z tego wydania. 

Z Johnem Greenem było u mnie tak... Słyszałam coś o nim, wiedziałam, że do kin wchodzi ekranizacja jakiejś jego książki, wiedziałam też, że z racji obowiązków zawodowych powinnam być w miarę na bieżąco z bestsellerami dla młodzieży. Powieść Gwiazd naszych wina kupiłam chyba na lotnisku we Frankfurcie. Jednak tylko dlatego, że oferta powieści w języku angielskim nie była zbyt duża. Westchnęłam z poczucia obowiązku i z żalu, że nie ma powieści Son Lois Lowry, i kupiłam...

I wiecie co? Przepadłam! Wzruszałam się, śmiałam i smutniałam, czytając tę powieść, a także zachwycałam językiem Greena - jego dowcipem, tym, że nie infantylizuje bohaterów, że jest pozbawiony patosu, że po prostu płynie... Jego styl był tym, co sprawiło, że sięgnęłam po następną powieść.


Były to Papierowe miasta. Przeczytałam w dobę. Byłam wtedy co prawda na książkowym głodzie, ale to szybkie tempo wynikało też z tego, że ta książka po prostu była dobra. Lekka, ale poważna. Poważna, ale bez dramatyzmu. O rzeczach najważniejszych, ale bez zadęcia. O mądrych nastolatkach. O chłopaku, który jest normalny i dziewczynie, która jest antybohaterką. O pozorach, o autokreacji, o tym, że nie wiemy, kim jesteśmy, o ucieczce, poszukiwaniu, drodze, o tym, jak widzą nas inni. I tak dalej, i tak dalej...

I jakoś tak się stało, że postanowiłam tę powieść umieścić w spisie lektur dla II g. Część uczniów już  ją znała i oceniała ją pozytywnie. 


Dziś opowiem o ostatniej lekcji z Papierowymi miastami


Postanowiłam poświęcić ją poezji. W powieści Greena - co bardzo mnie cieszy - dziewczyna, której szuka główny bohater, jest jej namiętną czytelniczką. Nieprzeciętna Margo Roth Spiegelman najbardziej upodobała sobie tom Zdźbła trawy i zawartą w nim Pieśń o mnie Walta Whitmana. To właśnie w tym poemacie podkreśla wersy, które mają zaprowadzić Quentina do... [tu wycinam, bo spoiler!].

Oprócz wersów-wskazówek w Pieśni... Margo zakreśliła też inne wersy. Jakie? Na przykład takie:

Nie będziesz więcej brał rzeczy z drugiej i trzeciej ręki,
nie będziesz patrzył oczami zmarłych, ani karmił się widmami z książek.

Zawsze w drodze, zawsze na szlaku

Wszystko pędzi przed siebie, nic nie ginie,
A umrzeć jest czymś innym niż można by sądzić, i lepszym.

Zapisuję się w spadku ziemi, by wyrosnąć z trawy, którą kocham,
Jeżeli zatęsknicie za mną, szukajcie mnie pod podeszwą buta.
Ledwie będziecie wiedzieć, kim jestem i co oznaczam,
Ale i tak będę wam niósł zdrowie,
Będę filtrem i fibrem waszej krwi.


Weekend stał się weekendem czytania i uporczywego poszukiwania Margo we fragmentach poematu, który dla mnie zostawiła. Nie było szans, żebym cokolwiek zrozumiał, ale i tak nie przestawałem o nich rozmyślać, ponieważ nie chciałem jej rozczarować. 


Quentin jest pilnym czytelnikiem Whitmana, a raczej - stara się dzięki zostaniu czytelnikiem Whitmana być czytelnikiem Margo. Odnaleźć ją w wersach, które zakreśliła. Zrozumieć wskazówkę, którą mu tam zostawiła, a także - niejako przy okazji - choć trochę zrozumieć dziewczynę, która od lat go fascynuje.

My także, na lekcjach, staraliśmy się zrozumieć Margo. Nie jest to łatwa bohaterka, a przede wszystkim nie jest to osoba, z którą chcielibyśmy się przyjaźnić. Skryta, inteligentna, ukrywająca się pod swoim wizerunkiem. W zasadzie nasze lekcje, jak tak sobie przypominam, poświęcone były w większości Margo. Lekcja z poezją w tle - również.

Początkowo miałam taki pomysł, żeby na jednej z lekcji przedstawić większe fragmenty Pieśni o mnie, szybko jednak go zarzuciłam, gdyż był a) niefunkcjonalny b) nie miałam czasu wczytywać się w poezję Whitmana. Postanowiłam zostać przy tym, co jest w książce i oprzeć na tym lekcję oraz dodać od siebie nieco inne wiersze... Inne, ale mimo wszystko - moim zdaniem - pasujące do naszej (anty)bohaterki.

Margo + Walt Withman


Przeczytaliśmy zabawny cytat dotyczący poezji, myśl, którą wypowiada Ben (patrz obrazek na początku wpisu). Widać, że poezja nie stanowi ważnej części jego życia i nie zna on zbyt wielu wierszy, a te, które skądś kojarzy - pewnie ze szkoły - nie przywodzą mu na myśl jednorożca o tęczowym ogonie czy innego rodzaju niezobowiązującej afirmacji bytów wszelakich. Smutek, żal i łzy moje czyste rzęsiste.

Nie dziwię się Benowi. Normalny nastolatek nie jest fanem poezji.

Margo Roth Spiegelman do normalnych jednak nie należy. Czyta poezję. Zaznacza, zakreśla, wyróżnia. Przeczytaliśmy wszystkie fragmenty Pieśni... zacytowane w Papierowych miastach w scenie, w której Q. znajduje tomik Whitmana.

Pytanie do uczniów: dlaczego Margo podkreśliła właśnie te wersy?

Problemu z odpowiedzią nie było. Uczniowie uzasadniali swoje zdanie, odwołując się do tego, co na poprzednich lekcjach mówiliśmy o Margo, o jej zachowaniu, usposobieniu, charakterze.

Główny wniosek: Margo zakreśliła te wersy, które do niej pasowały, coś o niej mówiły.


moje serce jest zwierzęciem krwiożerczym

jego głodny krzyk towarzyszy mi wszędzie


Margo + Halina Poświatowska 


Uczniowie dostali przygotowane przeze mnie karty z wierszami. Ich zadaniem było
  • zapoznanie się z tekstami Haliny Poświatowskiej,
  • podkreślenie wersów, które ich zdaniem pasują do Margo, 
  • krótkie wyjaśnienie (w ramkach), dlaczego wybrali akurat te wersy.
Karta pracy jest dostępna i gotowa do pobrania, jeśli ktoś chciałby jej użyć. (Zachęcam!)



Po wykonaniu pracy uczniowie czytali podkreślone cytaty i uzasadniali swoje wybory. Z mojej strony padło pytanie, czy Margo spodobałaby się poezja Poświatowskiej. Zgadnijcie, co powiedzieli uczniowie? :)

Przed rozdaniem wierszy powiedziałam kilka słów o ich autorce - jej krótkim, naznaczonym chorobą życiu, operacjach, poezji, szpitalach, wrażliwości, śmierci...

Walt Withman + Zbigniew Herbert


W ramach pracy domowej uczniowie mieli odnaleźć wiersz Zbigniewa Herberta Testament i odpowiedzieć na pytanie, do którego fragmentu Whitmana jest podobny i dlaczego. Nie wszyscy wykonali to zadanie (czego się spodziewałam), ale Ci, którzy to zrobili, mieli trafne spostrzeżenia. Trzem osobom postawiłam 5 za ich wypowiedzi, bo były na naprawdę wysokim poziomie.

Można było też zająć się wierszem Herberta na lekcji, ja jednak miałam już inne plany. Również poetyckie...






4 komentarze:

SHARE WEEK 2016: edublogi, które czytam, chwytam, polecam

03:00 Karolina Starnawska 8 Comments


Choć blog piszę od 2008 roku, nigdy jakoś specjalnie nie czułam się częścią blogosfery... Zaczęło się to zmieniać w ubiegłym roku, kiedy odkryłam, że nie jestem sama na tym edupolu, które z mozołem uprawiam, że istnieją inni blogujący nauczyciele, a podglądanie ich pracy i inspirowanie się tym, co robią, stało się dla mnie czymś w rodzaju nałogu...

Dlatego też w tym roku postanowiłam wziąć udział w akcji SHARE WEEK, zainicjowanej przez Andrzeja Tucholskiego w 2012 roku. Jaka jest idea tego przedsięwzięcia? Otóż blogerzy powinni polecić innych blogerów, z jakiegoś powodu dla nich ważnych. Opublikować na swoim blogu wpis z poleceniami oraz wrzucić w formularz na blogu wspomnianego Andrzeja swoje propozycje. Dalej rozpisywać się nie będę, szczegóły akcji - w tym wpisie.  

Tak, czytuję blogi, i to różne - kulinarne, podróżnicze, ciuchowe, życiowe... Dziś jednak chciałabym podzielić się blogami edukacyjnymi. Mają one swoje stałe grono czytelników, nie są jednak w czołówce popularnych blogów. Nie twierdzę, że powinny - edukacja, choć dotyczy/dotyczyła wszystkich nie jest chyba tym, o czym ludzie chcą w wolnej chwili czytać... Ale powinno się o tej odnodze blogosfery mówić. Uważam, że to wspaniałe, że są nauczyciele, którzy dzielą się swoimi świetnymi pomysłami z innymi. Dziękuję im za to!

Blogi, które najbardziej mnie inspirują, to:


  • Zakręcony belfer - a raczej Belferka! Ma głowę pełną pomysłów na urozmaicenie lekcji. Uczy chyba na wszystkich etapach edukacyjnych, dla których ciągle coś wymyśla! Już sama jej dobra energia to dla mnie źródło inspiracji i motywacji. Wymyśla świetne gry dydaktyczne i widać, że lubi swoją pracę, a jej praca (czyli uczniowie) lubi ją. Fajnie byłoby Belferkę kiedyś poznać osobiście :).

  • Pani ze świetlicy - łamie stereotyp pań świetliczanek, które siedzą w świetlicy-przechowalni dzieci i pilnują, by się owe dzieci nie pozabijały. Organizuje zajęcia dodatkowe, konkursy, imprezy szkolne, kręci z uczniami filmy, kreatywnie wykorzystuje TIK, swoją postawą daje przykład młodzieży... To również nauczycielka, która lubi swoją pracę, a praca lubi ją. 

  • Fanfiki Lekturowe - blog prowadzony przez autorkę innego inspirującego bloga - Takie tam po polsku. Dla mnie ważniejsze są jednak fanfiki :). Nauczycielka publikuje prace uczniów, będące właśnie fanfikami, ale stworzonymi do konkretnej lektury. Źródło inspiracji do pracy z tekstami literackimi, kreatywne prace na lekcji i prace domowe. Jeśli chcesz zobaczyć, co mogą stworzyć uczniowie, kiedy podrzuci się im ciekawy pomysł - zajrzyj tam!

  • HummingbirdELS - blog dla nauczycieli języka angielskiego, czyli w sumie nie dla mnie :). Jest jednak kopalnią ciekawych pomysłów, z których część da się przenieść na grunt języka polskiego. Poza tym czytam go po prostu dlatego, że lubię czytać blogi nauczycieli-entuzjastów, którzy kreatywnie podchodzą do swojej pracy.

  • Konwersatoria o filmie i kulturze - blog filmoznawczyni nie tylko o tym, jak pracować z filmem na zajęciach... Jest o fotografii i projektach z nią związanych, o zabawkach optycznych, zajęciach ze studentami oraz uczniami z każdej grupy wiekowej. Czekam na więcej wpisów z inspiracjami edukacyjnymi :).


To na razie tyle. Oczywiście czytam nie tylko te edublogi (polecam zakładkę "Czytam, polecam"), a poza kategorią "edu" zaglądam też na inne - jak to napisałam na początku. 

Jeśli znacie inne blogi o tematyce edukacyjnej, zwłaszcza polonistyczne, kulturowe, o sztuce - dajcie znać. Chętnie się z nimi zapoznam i dopiszę do swojej listy :).

8 komentarze:

#Wędrowanie: Jak było w USA? Część 1.

01:07 Karolina Starnawska 6 Comments

Dziś, z uwagi na to, że rozpoczęliśmy ferie świąteczne, zrezygnowałam z publikacji wpisu o Halinie Poświatowskiej i Johnie Greenie. Tych kilka wolnych dni to dobra okazja, by rzucić pierwszą część relacji z mojej podróży do USA w 2014. Ten wpis, podobnie jak rzymski, został zaimportowany z mojego starego i dawno nieodświeżanego bloga (data pierwszej publikacji: 31.07.2014).

Na blogu możecie poczytać jeszcze o mojej podróży do Kopenhagi. Piszę o tej nienauczycielskiej, nieszkolnej stronie mojego życia, bo belfer też ma przecież czas wolny i ludzką twarz :). Choć akurat podróż do USA była służbowa...

Gdzie? Columbia, South Carolina, USA
Kiedy? Czerwiec 2014
Cel: konferencja naukowa


Jakiś czas temu w poście Jak było w Rzymie? pisałam o tym, jak niefortunne jest pytanie o to, jak było gdzieś, gdzie byliśmy. Że nie da się opowiedzieć komuś, kto z nami nie był, jak rzeczywiście było w miejscu, które odwiedziliśmy.  

Po powrocie z wycieczki rowerowej po Podlasiu nikt raczej nie pyta z wypiekami na twarzy, jak tam było (a szkoda!), za to wyprawa do USA robi już nieco większe wrażenie, a słuchacze oczekują... No właśnie nie wiem, czego oczekują... :). 


Ja, lecąc w czerwcu do Columbii w Południowej Karolinie, nie miałam jakichś wielkich oczekiwań. Chciałam kupić kilka książek, poznać ciekawych ludzi i - przede wszystkim - nie zbłaźnić się. Na swoim polu zawodowym jeszcze nigdy jakoś specjalnie się nie zbłaźniłam, ale... No wiecie, ludowa mądrość mówi, że zawsze musi być ten pierwszy raz. Ja zaś bardzo nie chciałam, by miał on miejsce w czerwcu tego roku. 

Zacznijmy więc może od celu... Po co pojechałam do Stanów i dlaczego tylko na pięć (5!) dni? Na początku marca spadła na mnie (tzn. mailem nadeszła) wiadomość - dostałam się na doroczną konferencję Children's Literature Association. Jako pracownik naukowy brałam już oczywiście udział w konferencjach, ale nigdy w międzynarodowej z obowiązującym podczas obrad językiem, który nie byłby polskim. A skoro konferencja w USA to, sami rozumiecie, język obowiązujący - angielski. Dzięki Bogu zapisałam się w październiku na kurs, który nie tylko poszerzył poją znajomość języka królowej Elżbiety ;), ale także dodał nieco pewności siebie. Powiadam Wam, gdyby nie ten kurs, nie zgłosiłabym się na konferencję! A tak - byłam w stanie sama napisać tekst swojego wystąpienia i stworzyć prezentację! (Oczywiście wszystko sprawdził mój nauczyciel, ale, wierzcie mi, wielu błędów tam nie było :) ).

Odpuśćmy sobie na razie opis mojej paniki jakieś cztery tygodnie przed wylotem i przejdźmy do samego wylotu...

Leciałam z Warszawy z przesiadką w Paryżu i Atlancie. W Atlancie, po zeskanowaniu moich odcisków palców, zrobieniu zdjęcia i krótkim wywiadzie - po co, na co, dlaczego wjeżdża pani do naszego kraju mlekiem i miodem płynącego - zostałam wpuszczona na terytorium Stanów. Sześć (6!) godzin kwitłam na lotnisku w Atlancie, czekając na 40-minutowy lot do Columbii. Było to chyba najbardziej męczące 6 godzin w moim życiu. Pod koniec robiłam już zdjęcia tapicerowanym fotelom dla oczekujących na loty i wypiłam naprawdę, naprawdę niedobrą kawę.  W końcu jednak udało się! Siedziałam w samolocie do Columbii!

Widok przez okno na lotnisku w Atlancie. Z zazdrością patrzyłam na ulatujące w dal samoloty...

Lecąc do USA nie lękałam się już (jak jeszcze niedawno) terrorystów ani tego, że wpadnę do oceanu, ale tego, że linie lotnicze zgubią moją walizkę z tyloma pięknymi i nowymi rzeczami, które kupiłam na wyjazd (a które w większości się nie przydały). Na szczęście jednak walizka doleciała razem ze mną do Columbii, odebrałam ją i, ciągnąc bagaż powoli za sobą, wyszłam przez automatyczne szklane drzwi na postój taksówek... Poczułam się tak, jakbym weszła do nagrzanego piekarnika, do którego ktoś wstawił miskę wody. Jeśli byliście kiedyś w saunie parowej, to będziecie wiedzieć, czym jest większa wilgotność powietrza... Tak, po tym uderzeniu gorącej wilgoci przestałam się dziwić, że w Stanach wszędzie jest klimatyzacja. Mało tego - na tym wyjeździe ją polubiłam! W przeciwieństwie do tej polskiej nie spowodowała u mnie ani wysuszenia gardła i przeziębienia, ani wysuszenia oczu czy cery. 

Podsumowując tę część relacji - kiedy ludzie pytają mnie, jak było w Stanach, odpowiadam, że gorąco

Później opowiadam, jak to prawie wyzionęłam ducha z gorąca, idąc ze swojego hotelu do tego, w którym odbywała się konferencja. Miało być 15 minut spaceru, ale dziewczyna z recepcji wskazała mi co prawda dobrą ulicę, ale przeciwny kierunek... Zawróciłam, kiedy droga skończyła się kanałem... 

Podczas właściwego spaceru na miejsce obrad spotkałam, uwaga, uwaga, jedną osobę... Szłam wąskim chodnikiem, który biegł wzdłuż czteropasmowej jednokierunkowej ulicy, przy której w zasadzie nie było drzew. 

W Columbii było zatem nie tylko gorąco, ale też pusto. Jak na zdjęciach poniżej.




Jeśli zaś chodzi o samą konferencję, nie będę się rozpisywać. Na stronie internetowej można znaleźć jej pełen program. Swoje referaty przedstawiali literaturoznawcy głównie ze Stanów, ale były też osoby z Nowej Zelandii, Australii, Meksyku, Włoch, Niemiec, Belgii i trzy z polskich uniwersytetów. Większość wystąpień (95%), które usłyszałam, bardzo mi się podobała. Godne pochwały było to, że prelegenci zachowywali dyscyplinę czasową i w niemal każdym panelu był czas na dyskusję, która nieraz przenosiła się poza sale obrad w tzw. kuluary :). Ja ze swojego wystąpienia jestem w zasadzie zadowolona - ludzie śmiali się w odpowiednich momentach, miałam pytanie z sali, później trzy w owych kuluarach. Przyznam jednak, że w połowie mojego tekstu (czytałam referat) czułam się tak, jakby w ustach miała nie słowa, a szklane kulki :). 

W czasie konferencji poznałam kilka naprawdę ciekawych osób, zajmujących się interesującymi rzeczami. Mam nadzieję, że nawiązane tam kontakty jakoś zaowocują i że Columbia będzie pierwszym, lecz nie ostatnim zagranicznym miastem, które odwiedzę w celach naukowych. 

Jak zatem było w Columbii, oprócz tego, że gorąco i pusto? Panowała tam atmosfera naukowa pozbawiona zadęcia. Rzekłabym, że było to przebiegające w pogodnej atmosferze naukowe spotkanie. Jak zresztą może nie być pogodnym spotkanie ludzi, którzy zawodowo zajmują się literaturą dla dzieci i młodzieży? :)


6 komentarze:

#ŻywotNauczyciela: Czas wolny

08:26 Karolina Starnawska 15 Comments

Tak, muszę się przyznać do dwóch rzeczy:
1) bardzo lubię hasztagi (czyli, po ludzku: słowa kluczowe rozpoczynające się od #),
2) pisanie nowego posta jest chyba ostatnią rzeczą, którą się teraz powinnam zajmować (serio-serio).




Czasem lubię sobie po prostu postać i pogapić się na wodę. Jak na tym zdjęciu.

Jest niedziela, właśnie kończy się jeden tydzień, zaczyna kolejny. I choć słońce jeszcze nie zaszło, ja już myślę sobie: to będzie dłuuugi tydzień. Och, jaki długi. Tyle roboty. Wszystkie popołudnia zajęte. Kolejny długi tydzień. A przecież kończy się (dla uczniów i dla nas) w środę po południu!

Nie, nie jest moim zamiarem narzekanie, utyskiwanie, smęcenie i pisanie o czasie, który poświęcam pracy, ile go poświęcam i czy to więcej niż 40 godzin w tygodniu (w moim przypadku i tak musiałoby być nieco więcej, bo pracuję na cały i 13/20 etatu). To, że dorośli (nie tylko nauczyciele) są zapracowani - wiadomo! To, że uczniowie są zapracowani - też wiadomo! (Naprawdę, zapytajcie uczniów. Kiedy byłam w ich wieku, miałam więcej czasu...).

Czego zatem nie wiadomo? Otóż i nauczyciel, i uczeń mają jeszcze (czasem) coś takiego, co się nazywa czas wolny. Nie mówicie, że nie macie. Macie, macie :).


I teraz pytanie do nauczycieli: co robicie w wolnym czasie? Spokojnie, to nie żadna ankieta, ani badania naukowe, pytam z ciekawości. Bo w mojej szkole nauczyciele w wolnym czasie robią naprawdę ciekawe rzeczy (tańczą, piszą, grają w teatrze amatorskim, chodzą do kina, czytają, trenują jogę...) i świadomość, że jednak ten czas wolny mamy, że możemy go mieć i że może on nie być związany z pracą - sprawia, że, no, jakby to powiedzieć... Jesteśmy bardziej ludzcy ;). Nie jesteśmy maszynami do uczenia, które śpią w szkole (pewnie w jakichś specjalnych schowkach...) i żywią się kredą oraz kartkówkami.

Mówicie czasem uczniom, że dobrze jest mieć zainteresowania? Pasje? Hobby? Odskocznię? Pytacie ich o to? Być może dziwicie się, że ich nie mają. Cóż, może jeszcze nie mają, a może mają, tylko nie chcą powiedzieć, a może teraz ich pasją jest po prostu spotykanie się ze sobą (twarzą w twarz lub on-line) i rozmawianie o swoich problemach? Jako dziewczynka lubiłam przesiadywać ze swoimi koleżankami i po prostu gadać. A potem odkryłam też książki i harcerstwo.

Pytacie uczniów o czas wolny i zainteresowania... A czy mówicie o swoich? Czy wypada, żeby nauczyciel opowiadał o tym, co też tam w wolnym czasie porabia? Co jest Waszą odskocznią?

Gdybym miała tutaj wymienić swoje główne odskocznie, to byłyby nimi dalekie podróże (o dwóch nawet już pisałam tu i tu), wędrówki górskie, wycieczki rowerowe po Polsce mniej znanej, śpiewanie w chórze, czytanie, chodzenie do kina, oglądanie seriali i spotykanie się z przyjaciółmi. Pisanie bloga też jest oczywiście hobby, ale jest związane z pracą, więc tego nie liczę :).

Ja już się uzewnętrzniłam :). Z niecierpliwością czekam na Wasze odpowiedzi. Jest tu wielu nauczycieli z pasją, dajcie znać, że nie tylko z pasją do pracy :).



15 komentarze:

Jaka jest Twoja historia? Story Cubes nie tylko na moich lekcjach

06:52 Karolina Starnawska 6 Comments

Jakiś czas temu podzieliłam się tutaj swoimi doświadczeniami w pracy ze Story Cubes. Zarówno pierwszy wpis (o opowiadaniach) jak i drugi (o sprawozdaniach) cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem. I dobrze, tak miało być! Trzeba dzielić się dobrymi praktykami, zwłaszcza jeśli dotyczą dość prostych narzędzi - niedrogich lub takich, które można wykonać samemu, niewymagających specjalnego sprzętu, a jednocześnie innowacyjnych.



Zostawiliście mi pod wpisem, linkiem na moim Facebooku oraz na grupie Nauczyciele kilkanaście komentarzy mówiących o Waszych doświadczeniach ze SC. W tym wpisie pragnę je wypunktuję i polecę kilka wpisów na innych nauczycielskich blogach.


  • Joanna Waszkowska na swoim blogu Takie tam po polsku we wpisie "Działaj aktywnie" opisała kilka bardzo ciekawych zadań. Jednym z nich jest tworzenie opowiadań za pomocą Story Cubes. Joanna podpowiada jakie ograniczenia możemy narzucać uczniom w związku z tworzonymi opowieściami (np. dialogi, elementy fantastyczne). Warto zapoznać się z całym wpisem! 
  • Asia Krzemińska, czyli Zakręcony belfer we wpisie "Kości opowieści" podzieliła się swoimi pierwszymi doświadczeniami ze SC. W komentarzu pod moim wpisem napisała natomiast: "Od czasu jego [tj. wpisu - dop. K. J.] powstania wielokrotnie korzystaliśmy z kości. Tworzyliśmy streszczenia lektur, opowiadania. Uważam, że to rewelacyjny środek pobudzający uczniowską kreatywność".
  • Ola z bloga Nauczyciel Trochę Inaczej również zostawiła komentarz pod moim postem: "Też używam Story Cubes. Na języku angielskim w gimnazjum. Nie powiem, żebym była jakoś bardzo kreatywna. Mam dwa zestawy - czyli większy i mniejszy (...). Każdy uczeń wybiera sobie jeden z zestawów i rzuca kośćmi. Większy zestaw daje szansę na 6. I piszą opowiadania. Ograniczeń nie ma żadnych, ale ma być ciekawie. Później te opowiadania czytają przed całą klasą. Powstają czasami niesamowite rzeczy".
  • Zdaniem Justyny z Konwersatoriów o filmie i kulturze SC sprawdzają się też na lekcjach języka polskiego jako obcego (czekamy na wpis!).
  • Ponownie polecam wpisy Darii z bloga Hummingbirdels: ten o Story Cubes oraz o Story Dice (kostkach, które można samodzielnie zaprojektować i wydrukować).
  • Autorka przytablicy.pl napisała: "Użyłam kości na lekcji języka polskiego i byłam zaskoczona efektem! Coś czuję, że będzie to jedno z moich ulubionych narzędzi" (czekamy na szczegóły!).


Poza tym na Facebooku pojawiły się takie przykłady wykorzystania Story Cubes:
  • na zajęciach indywidualnych i rewalidacji,
  • w pracy z uczniami z dysleksją (pomocne nie tylko w rozwijaniu wyobraźni, ale też po prostu jako ćwiczenie w składaniu zdań),
  • na zajęciach świetlicowych w grupie zróżnicowanej wiekowo (klasy I-VI SP): każdy gracz wykorzystywał jeden obrazek, dzięki czemu powstawała jedna historia opowiadana po kolei przez całą grupę.
Ja ostatnio użyłam SC po raz pierwszy na lekcji z poezją oraz podczas szkolnych obchodów Dnia Języka Ojczystego. Doświadczeniami oczywiście podzielę się niebawem :).

Osobom, które z jakichś powodów nie mogą stać się posiadaczami zestawów Story Cubes polecam strony, na których można samodzielnie zaprojektować kostki:

Dziękuję raz jeszcze za wszystkie komentarze, podpowiedzi i linki do wpisów ze SC!



6 komentarze: