Dlaczego nie robię kartkówek z lektury przed omawianiem lektury

11:30 Karolina Starnawska 12 Comments

Ten wpis jest kolejnym rozważaniem o sposobach sprawdzania wiedzy uczniów. Zapraszam do lektury poprzednich: Czy kartkówki mają sens, Co z tymi sprawdzianami?Uczniowie nie lubią sprawdzianów. Ja też. Baza moich starych sprawdzianów wciąż się tworzy, ale przed końcem roku ją udostępnię, zapewniam :).

Taka sytuacja na pierwszej lekcji, na której omawialiśmy pierwszą lekturę w I gimnazjum.

Gwoli wyjaśnienia - moje gimnazjum jest częścią zespołu szkół. Ok. 80% uczniów naszej podstawówki wybiera dalszą edukację w starej szkole. Mam to szczęście, że język polski prowadzę zwykle od klasy IV, więc w gimnazjum spotykam się z prawie tymi samymi uczniami. Znają mnie, moje metody, tryb pracy itd.
Nowi uczniowie nie wiedzą jednak jak wyglądają moje lekcje - te z podręcznikiem, z filmem, z gramatyką, z lekturą... 

Ad rem! Zaczynamy omawianie Złodziejki książek. Podchodzi do mnie uczeń i pyta:
- Proszę pani, będzie dzisiaj kartkówka?
- Ale z czego? - pytam zdziwiona.
- Z lektury - odpowiada on.
- Nieee... - mówię, robiąc przy tym dziwną minę.

Nauczycielu, co pamiętasz?


Może nie czytam dla przyjemności tak wielu książek, jak w wieku lat 16, ale jednak - czytam cały czas. Mój mózg ma taką cudowną właściwość, że przechowuje informacje z literatury bardzo dokładnie i bardzo długo. Jeśli mnie coś szczególnie zainteresuje, potrafię nawet mimowolnie zapamiętać część zdania czy stronę, na której się owo zdanie znajdowało.


Też tak macie? Jeśli tak, gratuluję. Jeśli nie, tym bardziej zrozumiecie mój punkt widzenia.



Uczeń czyta, uczeń odpowiada


Wyobraźmy sobie Antka i Kasię z podstawówki. Oboje lubią czytać, lektury to dla nich nie problem, w końcu wybrała je pani, którą lubią ;). Siadają do Ani z Zielonego Wzgórza. Czytają. Przeczytali. Antkowi zajęło to 7 dni, Kasi 14 (albo na odwrót, płeć nie ma tu znaczenia jakby się kto pytał). Obojgu powieść nawet się podobała, ale ich nie porwała. 

Na pierwszej lekcji z lektury pani pyta dzieci, co im się najbardziej podobało.

Antek mówi, że sytuacja, kiedy Ania dała Dianie wino zamiast soku. Diana się upiła i poszła do domu. Potem mama Diany zabroniła Ani spotykać się z córką.

Pani mówi: Super, super, świetnie! Tak było! A jaki to miał być sok?
Antek: Eeee... Chyba wiśniowy...
Pani: Nie, nie wiśniowy.
Antek: Hm, może porzeczkowy...
Pani: Nie, nie porzeczkowy. Antek, chyba nie przeczytałeś lektury. Minus.

Gratulujemy Pani, brawo! brawo! Antek już nigdy nie przeczyta żadnej lektury. Hura.

Potem pani słucha, co do powiedzenia ma Kasia.

Kasia: Najbardziej podobało mi się, jak Ania spadła z dachu.
Pani: To ciekawe. A dlaczego Ania weszła na dach?
Kasia: Bo jedna z koleżanek powiedziała, że Ania tego nie zrobi.
Pani: A co się stało, kiedy Ania spadła?
Kasia: Skręciła kostkę.
Pani: Prawą czy lewą?
Kasia: Yyyy...
Pani: Siadaj, minus.

Gratulujemy Pani, brawo! brawo! Kasia już nigdy nie przeczyta żadnej lektury. Hura.

Uczeń ma prawo zapomnieć


Przeczytał, starał się, wie, kojarzy, opowiada. Opuszcza szczegóły, które jego mózg sklasyfikował jako nieistotne. Bo czy naprawdę ważne jest, jaki to był sok? I która noga? NIE.

Takie pytania mogą się części z Was wydać absurdalne. Studenci, z którymi mam zajęcia na polonistyce, mówią jednak, że szczegółowe kartkówki przed omówieniem lektury, zwłaszcza w liceum, to była dla nich norma. I że tego, rzecz oczywista, nienawidzili.

Krótka historia o tym, jak sama zapomniałam


I rok filologii polskiej. Czas zaliczeń, miecza, topora i wilczej zamieci. Końcówka maja bodajże. Pani doktor z literatury staropolskiej zapowiedziała kolokwium z lektur na ostatnich zajęciach.

Przeczytałam wszystkie lektury obowiązkowe (tak!) i część uzupełniających. Siedziałam w czytelni od marca. Czułam się więc dość pewnie.

Zajęcia. Pani doktor oznajmiła, że zamiast zrobić pisemne koło, odpyta nas. Każdy dostał po jednym pytaniu. Idzie kolejka. Wiem, wiem, wiem, wiem... Moje pytanie. Nie wiem. No nie wiem, nie pamiętam tego, o co pyta prowadząca. Coś tam kojarzę, ale nie w punkt.

Aktywna na każdych zajęciach (a mało kto wtedy mówił cokolwiek), ryjąca w czytelniach całymi dnia, dostałam z zajęć 3+. Możecie sobie wyobrazić, com wtedy czuła, nieboga. 

Rozumiem, ale nie rozumiem


Trochę rozumiem nauczycieli, którzy robią szczegółowe kartkówki z lektur w LO, ale z drugiej strony - nie rozumiem. Więc jeśli są tu nauczyciele ze szkół ponadgimnazjalnych, proszę o komentarz w sprawie takich kartkówek.

Nie rozumiem nauczycieli SP i gimnazjum, którzy takie kartkówki robią. Takie - czyli, podkreślam, bardzo szczegółowe, zawierające pytania o detale nieistotne z punktu widzenia fabuły. Owszem, mnie także zdarzało się robić kartkówkę przed lekturą. Najprostszą: jak mieli na imię główni bohaterowie, gdzie i kiedy toczy się akcja. To akurat każdy powinien zapamiętać.

Kiedy kartkówka z lektury?


Nie potępiam kartkówek (zapowiedzianych czy niezapowiedzianych) w czambuł. Owszem, robię je, ale w trakcie omawiania lektury lub po omówieniu. Daję szansę tym, którzy niedoczytali na doczytanie i tym, którzy może coś tam przeczytali, ale nie zrozumieli do końca co, na zrozumienie i napisanie choćby na minimum. 

Odkąd odkryłam quizy multimedialne, bardzo chętnie robię je na 1. lub 2. lekcji z lekturą. Zadaję wtedy pytania szczegółowe, podchwytliwe i złośliwe. Bo to quiz. Nagradzam osoby, które wypadły najlepiej, ale nie wyciągam konsekwencji w stosunku do tych najsłabszych. No i widzę, kto przeczytał i zapamiętał, kto przeczytał, ale coś mu uciekło, kto nie doczytał i kto widział tylko okładkę. 

Zanim odkryłam te multimedialne, robiłam quizy tradycyjne - indywidualne lub drużynowe.

Jeśli macie ochotę na quiz ze Złodziejki książek, to zapraszam na www.zzi.sh. Kod do zabawy to puk8299.

Które pytanie jest łatwiejsze?


Przeczytajcie poniższe pytania i odpowiedzcie sobie na to, które z nich jest łatwiejsze, które trudniejsze.

  • Wymyślone przyjaciółki ani Shirley nazywały się Katie i Violetta. PRAWDA | FAŁSZ
  • Jak nazywały się wymyślone przyjaciółki Ani Shirley?
  • Ania Shirley miała wymyślone przyjaciółki. PRAWDA | FAŁSZ
  • Gdzie "mieszkały" wymyślone przyjaciółki Ani Shirley?
  • Ania Shirley miała dwie wymyślone przyjaciółki. PRAWDA | FAŁSZ
  • Jak się nazywały i gdzie "mieszkały" wymyślone przyjaciółki Ani Shirley?

Ważne z punktu widzenia fabuły


W opowieści o wymyślonych przyjaciółkach, które Ania miała zanim zamieszkała na Zielonym Wzgórzu, najłatwiejsze i najważniejsze dla mnie jest to:

Ania Shirley miała wymyślone przyjaciółki. PRAWDA | FAŁSZ
Dlaczego? Bo świadczy to o: samotności dziewczynki, ciężkim dzieciństwie, potrzebie posiadania bratniej duszy, tęsknocie za kimś bliskim, braku miłości i zrozumienia, bujnej wyobraźni. Nieistotne jest to, gdzie "mieszkały" i jak miały na imię. Nie ma to absolutnie żadnego wpływu na ocenę postaw bohaterki, na jej charakterystykę, na opisywanie jej niewesołego życia. Czy gdyby nazywały się Jagoda i Malina albo Staszka i Grażka to by coś zmieniło? Nie wydaje mi się... 

Dlaczego więc takie pytania pojawiają się w kartkówkach przed omówieniem lektury i czemu służą?

Słówko podsumowania


Nie robię kartkówek przed omawianiem lektury, ponieważ:
  • uważam, że uczeń, nawet ten, który przeczytał książkę, ma prawo zapomnieć o tym, co w niej szczegółowo zostało napisane; ja także zapominam;
  • robienie szczegółowych kartkówek z lektury niszczy przyjemność czytania;
  • szczegółowe kartkówki z lektury sprawiają, że uczeń niepotrzebnie zapamiętuje informacje nieistotne dla fabuły;
  • nie uczą one uważnego czytania - wbrew pozorom; może się okazać, że uczeń i tak nie zapamiętał tego/nie zwrócił uwagi na to, o co na lekcji pyta nauczyciel.
Mała rada: jeśli chcecie, aby uczeń zapamiętał w trakcie czytania konkretne rzeczy/sytuacje/szczegóły, dajcie mu nacobezu. Ja tak robiłam w pierwszych latach pracy w podstawówce. Serio! Później z tego zrezygnowałam, bo traciłam element zaskoczenia podczas omawiania książki :).

Dajcie znać, co myślicie o kartkówkach. Bardzo chciałabym wiedzieć, czy są osoby, które się ze mną zgadzają oraz/lub które potępiają moje poglądy... w czambuł.


12 komentarze:

Uczniowie nie lubią sprawdzianów. Ja też.

04:31 Karolina Starnawska 2 Comments

Listopad zaczęłam rozważaniami o sprawdzianach, a w zasadzie podsumowaniem ankiety o tej formie weryfikowania uczniowskiej wiedzy. Z ankiety, którą wypełniliście (raz jeszcze dziękuję za to!), wynika, że wcale nie tak często robimy klasówki. Raz na miesiąc, raz na dwa-trzy. Pisaliście też, że nie przepadacie za tą formą sprawdzania wiedzy. Tutaj pełen wpis: Co z tymi sprawdzianami?


Być może zamiast pisać o sprawdzianach, powinnam tu i teraz ustosunkować się do opublikowanej na dniach podstawy programowej dla klas IV-VIII. Nie potrafię jednak chwilowo myśleć o tym bez oddawania się silnym i jednocześnie negatywnym emocjom. Poczekam, aż mi przejdzie i postaram się do jednej z ważniejszych dla mnie kwestii - lekturowych - podejść na chłodno. Możliwie, że mi się nie uda. Osoby, które śledzą mnie na Facebooku, wiedzą, że nie popieram reformy edukacji. Stare przysłowie mówi "Co nagle, to po diable" i moje doświadczenie życiowe potwierdza prawdziwość tej mądrości ludowej.
Tymczasem... Bardzo pracowity listopad przeszedł nagle w grudzień i wypadałoby temat sprawdzianów domknąć, zwłaszcza że jest on dla mnie równie ważny, co lista lektur i sposób ich omawiania, bo jest wyrazem mojego podejścia do nauczania. 

Uczniowie nie lubią, ale...


Tak, coś mi się wydaje, że moi uczniowie nie za bardzo lubią sprawdziany. Wiem na pewno, że piszą ich w miesiącu całkiem sporo. Z biologii, matematyki, fizyki, chemii. Zaglądam do ich terminarza, żeby wpisać swój sprawdzian, kartkówkę czy lekturę, a tam - czerwono...

Oto twardy dowód. Zielone - to kartkówki. Czerwone - sprawdziany. Mocnym różem zaznaczono egzamin próbny. 
Listopadowe sprawdziany i kartkówki w III gimnazjum. Każdego tygodnia coś.


Nie lubią, ale piszą. Bo muszą. 


Nie lubią, ale w III gimnazjum zadeklarowali na początku roku, że chcieliby, aby ich wiedza była częściej sprawdzana. (Wyobraźcie sobie moją minę wtedy, hehe.) W tym roku szkolnym z polskiego napisali dwa sprawdziany oraz egzamin gimnazjalny (w ramach diagnozy). Nie uważam, by zrealizowane do tej pory tematy wymagały większej liczby klasówek. W grudniu czeka ich egzamin próbny. Natomiast w I gimnazjum dużego sprawdzianu z polskiego do tej pory nie było.

Nie lubią, ale pisać muszą. Dlaczego? Bo jest to najprostsza forma weryfikacji tego, co zostało w uczniowskich głowach. Bo jeśli będą musieli napisać sprawdzian, to powtórzą wiadomości, nauczą się i będziemy mieć dowód, że nasze wysiłki edukacyjne nie idą na marne. A czasem - przyznajcie to sami przed sobą, koleżanki i koledzy nauczyciele - piszą, bo chcecie im udowodnić, że się nie uczą, nie rozumieją i w ogóle są be. Pokazać, kto tu rządzi. Taka postawa jest mi całkowicie obca. Taka postawa dla mnie oznacza zawodową klęskę. (Ale przyznaję się do robienia w pierwszych latach pracy karnych kartkówek. Niezłośliwych! Może kiedyś o nich napiszę...)

Ponieważ mamy podstawy programowe, w których napisane jest, co uczeń po danym etapie edukacyjnym wiedzieć i umieć powinien i jesteśmy rozliczani z ich realizowania, normalnym jest, że chcemy sprawdzić poziom uczniowskiej wiedzy i umiejętności, choćby uczniowie płakali i błagali nas na kolanach, byśmy tego nie robili. Tak działa system zwany szkołą. Niestety.


Po co polski?


Na lekcjach polskiego, na moich lekcjach polskiego, zależy mi przede wszystkim na tym, aby uczniowie myśleli oraz mówili. Najchętniej, niczym pan Kleks, pootwierałabym im głowy i nalała tam oleju :). Oczywiście, aby rozwijać to ich myślenie i mówienie, muszę im dać odpowiednie narzędzia. Słowa, pojęcia, znaczenia, terminy. Umiejętność zwracania uwagi na ogół i szczegół. Na człowieka i świat go otaczający. Chcę - w ramach realizowanej podstawy oraz trochę ponad nią - pokazać różnorodność tego świata, a zarazem pewne pojęcia uniwersalne. To są dla mnie prawdziwe cele mojego przedmiotu.

To, co opisałam, trudno zweryfikować podczas zwyczajnego testu. Tutaj sprawdzi się jest się raczej dyskusja na lekcji, wypowiedź pisemna, kartkówka, praca nad problemem w grupie. Dlatego, przed sprawdzianem...

Zastanawiam się dwa razy


Myślę o sprawdzianie. Zaglądam w terminarz uczniów. Zastanawiam się jeszcze raz. I w głowie sobie zadaję pytanie: czy te wiadomości sprawdzę tylko na sprawdzianie? Inne pytania, które się tam pojawiają brzmią mniej więcej tak:

  • Czy zależy mi na tym, by akurat te konkretne wiadomości zostały opanowane na blaszkę i by uczeń mi udowodnił, że opanował?
  • Czy chcę, aby akurat tymi konkretnymi umiejętnościami wykazał się, mając za wroga czas przeznaczony na napisanie oraz grobową ciszę w klasie? 
  • Czy zdążę przygotować sensowny sprawdzian z tego działu?
  • Czy sprawdzian, który przygotuję dla danej klasy, zdołam sprawdzić w ciągu dwóch godzin? (W przypadku sprawdzianów z wypracowaniem czas oczywiście się wydłuża.)
Jeśli odpowiedzi na powyższe pytania brzmią - tak!, to wpisuję sprawdzian do dziennika i zabieram się za jego układanie. Jeśli nie, planuję jakąś alternatywną metodę sprawdzenia wiedzy i umiejętności.

Alternatywa dla sprawdzianu


Pisałam już o tym wyżej. Zamiast dużego sprawdzianu raz na miesiąc czy dwa, wolę:
  • ułożyć kartkówkę. Świetnie sprawdza poziom opanowania pojęć, definicji itp.;
  • zrobić quiz interaktywny. Szaleństwo. Chcieliby grać cały czas;
  • zaplanować wypracowanie klasowe (rozprawkę, charakterystykę, sprawozdanie, opowiadanie);
  • zadać uczniom zadanie do wykonania w grupach na lekcji;
  • posłuchać wypowiedzi uczniów;
  • wymyślić jakąś grę powtórkowo-sprawdzającą;
  • zadać uczniom samodzielną pracę na lekcji, podczas której mogą zadawać pytania i korzystać ze swoich notatek oraz szkolnego księgozbioru.
Mogą podnieść się głosy, że w ten sposób

a) uczniowie będą mieć zbyt dobre oceny
Hm, ale w sumie to dlaczego ja mam stawiać tylko złe oceny? Ja się cieszę, że oni się mogą wykazać i dostać dobre... A kiedy dostaną złą ocenę, mogą ją poprawić. Dlaczego nie? Kogo do nauki zmotywowały złe oceny - ręka w górę.

b) uczniowie nie nauczą się zdawać testów
Spokojnie, spokojnie. Po to są egzaminy próbne, żeby się nauczyli. Po to jesteśmy my, by te egzaminy na lekcjach robić. Możemy też - co jest od kilku lat promowane u mnie w szkole - układać swoje sprawdziany, stosując typy pytań takie, jak na egzaminie gimnazjalnym.


Dla kogo to robimy?


Wypada się teraz zastanowić i szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie, nie dlaczego, a dla kogo robimy sprawdziany. Nie pytałam Was o to w ankiecie, ale do głowy przyszło mi kilka powodów. Przeczytajcie i dajcie znać, z czym się utożsamiacie :).

Sprawdzian robię dla:
  • siebie - w ten sposób sprawdzam, czy informacje nadawane przeze mnie w ogóle docierają do uczniów,
  • uczniów - żeby wiedzieli, co idzie im dobrze, a nad czym jeszcze muszą popracować,
  • rodziców uczniów - bo nauczyciel, który nie robi sprawdzianów, to chyba nie umie uczyć! Jak to? Bez sprawdzianów? To oni niczego się w tej szkole nie uczą! Nic nie robią!
  • dyrekcji - bo sprawdzian to trening przed egzaminem zewnętrznym
  • świętego spokoju - ...
  • ocen - żeby mieć co wstawić do dziennika
  • innych nauczycieli - skoro oni robią, to ja też. W innym wypadku będę od nich znacząco odbiegać.
  • inne - ...

Sprawdzian z sensem 


Ok. Jest decyzja. Będzie sprawdzian! Wpisujesz go do dziennika z regulaminowym wyprzedzeniem i... Podajesz uczniom zakres materiału. Podajesz, prawda? Ale nie w sposób - rozdziały od 5 do 12, strony od 3 do 333? Prawda?

U mnie w szkole podajemy obowiązkowo nacobezu. Kiedyś pisaliśmy je na tablicy, a uczniowie przepisywali lub drukowaliśmy i dawaliśmy do wklejenia. Odkąd mamy dziennik elektroniczny, nacobezu wpisujemy w opisie sprawdzianu. Bardzo to praktyczne, chwalę sobie.

No dobrze. Sprawdzian zapowiedziany, zakres materiału podany. Teraz układasz. Wielu z Was w ankiecie zadeklarowało, że układa swoje sprawdziany lub miksuje gotowe pytania ze swoimi. Ja najczęściej układam klasówki od zera. Tak, aby były dopasowane do moich uczniów, ich potrzeb, by były prawdziwym zwieńczeniem cyklu lekcji. Nie wymagam od dzieciaków tego, czego na lekcjach nie było. A jeśli już, to w pytaniu dodatkowym.

Takie szyte na miarę sprawdziany pozwalają sprawdzić nie tylko ucznia, ale też nauczyciela :). Na ułożenie sprawdzianu potrzebuję od 1 do 4 (nie przesadzam) godzin.


Sprawdź to!


Uff... Napisali. Niektórzy oddali szybciej, inni ostatnie zdania dopisywali po dzwonku. Prace zebrane, teraz pora na sprawdzenie!

Zwykle któryś ze szkolnych regulaminów mówi nam, ile mamy czasu na ocenę i oddanie prac. U mnie są to dwa tygodnie. Od jakieś czasu staram się jednak nie przeciągać... Najlepszym rozwiązaniem - podkreślam, że dla mnie - jest sprawdzenie prac od razu, tego samego dnia. W szkole. Tak, w szkole. Wolę zostać po lekcjach, posiedzieć nawet do 16:00 czy 17:00, ale nie ciągnąć roboty do domu. Bo jeśli już sprawdziany czy wypracowania tam się znajdą, to wiem, że poleżą dłużej niż powinny.

Tutaj przyznaję się do tego, że zabrałam na weekend do domu charakterystyki. W piątek po lekcjach nie mogłam zostać w szkole, by je sprawdzić, a wierzcie mi, wolałabym. 

Poprawy i inne terminy


U mnie sprawdziany można poprawiać, ale... Przyznam, nie jestem w tym zbyt dobra w sprawdzaniu popraw i prac pisanych w innym terminie. Wiszą nade mną trzy takie klasówki. Leżą w szafce w szkole i czekają. Obiecuję sobie, że w poniedziałek doczekają się sprawdzenia!


Przekleństwo gotowców


Raz wykorzystany sprawdzian staje się u mnie podstawą do budowania kolejnego, dla następnej klasy, lub ląduje w szufladzie, tzn. na dysku. 

Część z nas korzysta z tych samych sprawdzianów od lat lub z gotowych testów, przygotowanych przez autorów podręczników. W obu przypadkach możemy - i tutaj proszę się nie dziwić - spodziewać się tego, że uczniowie będą znali pytania i przygotują sobie odpowiedzi. No, niestety, Internet jest dostępny 24 godziny na dobę, a w nim skarby przeróżne na wędrowców czekają. I nie pytają czy wędrowiec uczciwy, czy też nie... Święte nauczycielskie oburzenie, że "Oni ściągają z Internetu! Oszukują! Znają pytania!" trochę mnie w świetle tego śmieszy. Skoro wiadomo, że ściągają, to zróbmy taki sprawdzian, którego oczy nie widziały i serwery nie przechowywały. I po kłopocie!


Proszę pani, czy to już wszystko?


Sama nie wiem, moi drodzy... ;) Jeśli się z czymś nie zgadzacie lub, przeciwnie, coś tutaj jest zbieżne z Waszym sposobem myślenia, jeśli macie dodatkowe pytania, szczególne wątpliwości, chcecie podzielić się Waszymi doświadczeniami - piszcie w komentarzach, będę wdzięczna.

Gratuluję, przeczytaliście tekst do końca! Piątka :).

2 komentarze: