Dobry nastrój na lekcji

10:06 Karolina Starnawska 4 Comments

Dziś strajk nauczycieli. Moja szkoła nie bierze w nim udziału, ale - jako placówka Społecznego Towarzystwa Oświatowego - zorganizowała akcję "Odzyskać czas dla edukacji".

Nie zgadzam się z reformą, nie podoba mi się ani jej treść, ani forma. Mimo to mam dobry nastrój. Spędziłam z III gimnazjum noc w szkole, zjadłam z uczniami śniadanie, siedzę u kolegi na lekcji o Buszującym w zbożu, świeci słońce, jest ciepły dzień. Zbyt dobry dzień, by narzekać.

Każdy dzień jest zbyt dobry, by narzekać. W końcu każdy dzień to mój dzień.

Dobra energia w klasie wygenerowana dzięki najdziwniejszym słowom znalezionym w słowniku :)

Frustrację spowodowaną reformą odczuwałam najsilniej w grudniu, kiedy to skręcona kostka unieruchomiła mnie w domu na prawie dwa tygodnie. Zaczęłam wtedy tworzenie wpisu pt. Pozwólcie mi myśleć samodzielnie. Z zanotowanych wtedy myśli nic się jednak nie wyłoniło. Było w tym wszystkim za dużo emocji takich jak złość, żal, poczucie absurdu itd. Powiedzieć, że nie było mi miło, że mnie - nauczycielkę, która w pracę wkłada dużo serca, wymyśla, stara się, czerpie frajdę z pracy, lubi uczniów, a do tego jeszcze podaje dalej to, co robi, a nawet ma doktorat - wrzuca się do worka z etykietą "niewydolny belfer, który nic nie robi, nie potrafi pracować z młodzieżą, nie uczy i jest niepotrzebny" - to nic nie powiedzieć. Czy nie tak się czuliście, czujecie, koleżanki i koledzy z gimnazjum? Jakby ktoś, mówiąc dosadnie, splunął wam w twarz? 

Cóż, ja się tak czułam.

Poza tym było mi też wstyd.

Za tych, którzy to wszystko wymyślili i wprowadzili w życie. Wstyd przed uczniami za dorosłych, którzy ze sloganami dobra dzieci i młodzieży na ustach wprowadzają przepisy pisane na kolanie i utrzymują, że tak będzie lepiej. Wstyd za dorosłych, którzy popisują się ignorancją. Wstyd za dorosłych, którzy nie potrafią napisać porządnej podstawy programowej. Wstyd za dorosłych, którzy pokazują, że kompletnie nie liczą się ze zdaniem uczących i uczonych. Wyrzucają do kosza międzynarodowe i polskie badania edukacyjne. Mają w głębokim poważaniu to, co mówią pracownicy uniwersytetów. Dlaczego? W moim odczuciu najlepszą odpowiedzą jest: bo tak.

Dobry nastrój


Po krótkim okresie załamania i niedowierzania nadszedł czas niesmaku, który dalej się utrzymuje. Jednak, kiedy idę do szkoły, wyrzucam z głowy negatywne myśli i emocje. W ławkach siedzą przecież uczniowie, których znam i lubię. Przyszli się pouczyć, ja przyszłam ich pouczyć oraz dobrze spędzić czas. W atmosferze przyjaźni, dialogu, szacunku. Kreatywnie i kształcąco. Nie wiem, jak wy, ale ja od początku swojej drogi nauczycielskiej robiłam w szkole wiele ciekawych, nietypowych rzeczy tylko dlatego, że sprawiały frajdę w pierwszej kolejności mnie. Taka ze mnie egoistka. Lektury, filmy, dziwne pomysły... Liczyłam zawsze na to - i nadal liczę - że mój entuzjazm po prostu udzieli się uczniom.


Dobra energia


Jeśli ja jestem zadowolona, uczniowie też; jeśli oni, to i ja. Tak się wymieniamy dobrą energią :). Jak jest energia, to chce się robić więcej, inaczej, lepiej. Nawet na noc w szkole, by ćwiczyć gramatykę ma się ochotę i czeka jak na ferie. Szalone to? Może...

Podziel się!


Podzielcie się ze mną sposobami na radzenie sobie z reformą, kiepskim nastrojem własnym i uczniów. Sposobami na wytwarzanie dobrej energii w klasie, na to, by panował tam ten trudny do zdefiniowania "klimat". W czasach zmieniających się list lektur, niewymyślonych egzaminów, losowania kto w jakiej szkole ma być, przestawiania uczniów jak przedmioty dajmy sobie trochę pozytywnych wibracji. A co! Myślę, że na nie zasługujemy :).

4 komentarze:

Co można opowiedzieć w 60 sekund? Angielskie formy dokumentalne na języku polskim

12:06 Karolina Starnawska 0 Comments


Wpis został zaimportowany z erasmusowego bloga mojej szkoły :). Lekcja z filmami dokumentalnymi opisanymi niżej odbyła się w listopadzie 2016 roku.

Oryginalny wpis jest tu: Erasmus+ STO Bytom.

***

Wczorajszy dzień był bardzo intensywny jeśli chodzi o kontakty międzynarodowe - zwłaszcza dla III gimnazjum. 

Odwiedzili nas wolontariusze EVS, odbywający swój wolontariat w Deckonachod. Ich prezentacji wysłuchały klasy I i III gimnazjum. Możecie o tym poczytać tutaj: EVS – co je to?


Klasa III g dodatkowo, w ramach lekcji języka polskiego, wysłuchała prezentacji Rity o jej rodzinnym kraju - Portugalii. To jednak nie był koniec międzynarodowych atrakcji na języku polskim.



Prezentacje wolontariuszy - Eweliny, Agniusa, Felicitas i Rity - trwały kilkadziesiąt minut. W ich trakcie uczniowie nie tylko dowiedzieli się, czym jest wolontariat europejski, ale także mieli możliwość na chwilę zajrzeć do innego kraju, innego języka, zapoznać się z odmienną kulturą. Była to wspaniała okazja, by na języku polskim kontynuować temat ciekawostek ze świata, by pokazać uczniom różne drogi życia, zainteresowania, osobowości - w języku angielskim oczywiście. 


Dlaczego angielski na polskim? Otóż jednym z założeń realizowanego w szkole projektu Erasmus+ ”Dwujęzyczni i proeuropejscy. Swobodna komunikacja w projektach międzynarodowych” jest prowadzenie kilku lekcji języka polskiego z wykorzystaniem zasobów anglojęzycznych. Mogą to być narzędzia TIK (np. tak lubiany przez uczniów Kahoot), fragmenty tekstów literackich i publicystycznych, filmy. 

Zwyczajni ludzie, niezwykłe przedsięwzięcia


Wykorzystałam tematykę, poruszaną przez wolontariuszy, do omówienia na lekcji krótkich filmów dokumentalnych. Krótkich, a nawet bardzo krótkich. Dokładnie - sześćdziesięciosekundowych. 

Filmy dostępne są na kanale 60 Second Docs. Każdy z nich przedstawia historię jednej osoby lub grupy osób, które mają nietypowe hobby, prowadzą niestandardowe firmy, organizują coś, pomagają innym, działają na rzecz lokalnej społeczności. 

Po każdym z zaprezentowanych filmów dokumentalnych uczniowie odpowiadali na pytanie, kto jest bohaterem, kto narratorem historii, czym się zajmuje, dlaczego jest to nietypowe, jakie emocje towarzyszą temu, co robi, dla kogo/na czyją rzecz wykonuje daną pracę.

Zwykle bohater historii okazywał się także jej narratorem, a jego działaniom towarzyszyły pozytywne emocje, a nawet - poczucie misji. Wszystkie obejrzane reportaże doprowadziły nas do konkluzji, że ludzie chcą robić dobre rzeczy dla innych, że działania lokalne są ważne, zaś angielski na polskim wcale nie jest taki trudny :).

Przy okazji powtórzyliśmy także cechy reportażu. 

Oto niektóre z obejrzanych przez nas dokumentów. Mój ulubiony to ten ostatni :). Polecamy - na polski, na angielski, na godzinę wychowawczą.

A może Wasi uczniowie nakręcą swój własny film?




0 komentarze:

W filmie czepiam się szczegółów. "Studium w różu" poszarpane na części

11:47 Karolina Starnawska 6 Comments


Czy przyznawałam się już do tego, dlaczego w ogóle zdecydowałam się omawiać Studium w szkarłacie sir Arthura Conan Doyle'a? Jeśli nawet się powtórzę, to powtórzę: ponieważ wciągnął mnie serial Sherlock (reż. Mark Gatiss, Steven Moffat, sezon pierwszy: 2010) i bardzo chciałam, by uczniowie go zobaczyli i zaczęli oglądać. 

Udało się!

Jako dowód mego sukcesu dydaktyczno-wychowawczego podam fakt sprzed kilku lat: uczennice z mojej klasy wychowawczej urządziły sobie w ramach sylwestra maraton Sherlocka

Nie mówiłam, że się udało? :)

Jak oglądam filmy na lekcji?



Zawsze bardzo lubiłam oglądać filmy na lekcji. I zatrzymywać je w trakcie oglądania, by zwrócić uwagę na szczególnie istotny z różnych względów fragment. Świadomego oglądania nauczyli mnie na przedmiotach kulturoznawczych na mojej alma mater. Tak, mam za sobą 4 semestry kulturoznawstwa, które zaczęłam studiować ze względu na dużą przydatność w nauczaniu języka polskiego w szkole. 

Nawet jeśli na lekcji oglądałam film w całości, to nigdy* nie był on dla mnie tzw. "zapchajdziurą" albo wstydliwym suplementem lektury, której klasa nie przeczytała. 

* Wszyscy wiemy, że zastępstwa się nie liczą...

Mój denerwujący uczniów zwyczaj, by zatrzymywać film w konkretnych momentach, nasila się z roku na rok. Podczas omawiania Studium w szkarłacie zrezygnowałam już nawet z oglądania całego Studium w różu, bo taki tytuł nosi odcinek będący ekranizacją powieści, na lekcji. Zadałam obejrzenie tego odcinka do domu.

Studium w różu jako lektura


I film może stać się na polskim lekturą. I jak lekturę trzeba go omówić. Wrażeniami ogólnymi uczniowie podzielili się ze mną na lekcji. Zwróciłam też większą uwagę na postać głównego bohatera oraz sposób działania Sherlocka na miejscu zbrodni. 

Do analizy szczegółowej na lekcji wybrałam, tak jak to czynię w przypadku powieści, konkretny fragment. Rozmowę Sherlocka z przebiegłym taksówkarzem-mordercą. 

W książce zabójcą był dorożkarz, który obie zbrodnie popełnił z powodów osobistych. Tutaj sprawa przedstawia się nieco inaczej, ale nie motywy działania przerażającego dziadka w okularach były tu dla mnie najważniejsze, a sposób, w jaki została nakręcona rozmowa detektywa ze sprawcą zbrodni. Popatrzmy.

Przestrzeń



Sherlock i taksówkarz spotykają się w miejscu mrocznym i pustym, a nawet - opustoszałym. Początek ich rozmowy o motywach zbrodni i swoistego pojedynku psychologicznego wygląda tak jak powyżej. 

Pytanie (do Was i do uczniów) - dlaczego? No i moje oraz uczniów pomysły.

W tej przestrzeni wszystko jest symetryczne. Czy relacje między bohaterami również?
Przestrzeń rozmowy przypomina pudełko, w którym bohaterowie zostali zamknięci. Wzbudza to niepokój widza. Światło skierowane jest tylko na nich, podkreślając to, że są w tej scenie najważniejsi. Puste stoły i krzesła dookoła podkreślają to, że miejsce jest opuszczone, a więc w pewien sposób nieprzyjazne, a nawet wrogie. Kamera ustawiona jest tak, jakby widz podglądał rozmawiających zza stołu (to pomysł Natalii, bardzo mi się podoba!).

Kamera jest w tym miejscu statyczna, nie porusza się. To czujne oko obserwatora, który chce trzymać się z daleka od dwóch siedzących przy stole osób.

Pojedynek na ujęcie-przeciwujęcie


Dalej jest już łatwiej z analizą. Twórcy serialu nie szaleli tu z nowatorskimi rozwiązaniami formalnymi. I dobrze. Bo z czym mamy tu do czynienia? Z rozmową, która jest pojedynkiem dwóch osobowości. Bardzo opanowanych osobowości. Jak to ukazać? Ano, klasycznie: ujęcie-przeciwujęcie. Popatrzcie.




Oprócz tego, że widzimy bohaterów siedzących za stołem, sfilmowanych od stołu w górę (plan średni, z tego co się orientuję), autor zdjęć często pokazuje nam ich w nieco inny sposób - robiąc zbliżenia na twarze bohaterów. 

Tak, tę wypowiedź zostawiłam celowo :).




Oczywiście warto też omówić grę aktorską obu panów. Bardzo oszczędną mimikę Holmes'a i spokój taksówkarza. O tym jednak nie będę się rozpisywać, pozostawiając Wam pole do popisu :).

Co jest jednak ciekawe w tym męczącym, kiedy się go ogląda któryś raz z kolei, maratonie ujęć i przeciwujęć, to te dziwnie rozmazane obszary po jednej ze stron ekranu. Widać je, kiedy w zbliżeniu pokazywana jest twarz Sherlocka, widać, kiedy mamy ujęcie na taksówkarza. Popatrzcie na zrzut ekranu u góry i tu:



Kamera ustawiona jest jakby za plecami Sherlocka. Więc tak naprawdę to nie detektyw patrzy na taksówkarza, a tajemniczy podglądacz, którego odkryliśmy w pierwszym analizowanym ujęciu! Popatrzcie, tutaj bardziej widać jego działalność:


Dobre pytanie...

I jeszcze detale


W powieści bardzo istotnym rekwizytem są śmiercionośne pigułki, które mszczący się za Lucy Jefferson Hope oferuje swoim ofiarom. Oddając sprawiedliwość treści książki, muszę przyznać, że tak naprawdę tylko jedna pigułka jest śmiercionośna. Podobnie rzecz się ma w Studium w różu. Taksówkarz oferuje Sherlockowi dwie fiolki. Kiedy pojawia się pierwsza, kamera skupia się na niej. Kiedy do pierwszej dołącza druga, kamera ponownie pokazuje nam te detale. 

Twórcy skupiają uwagę widza na tym, co w tej scenie najważniejsze - jeśli chodzi o przedmioty oczywiście. Popatrzcie.




Po co to wszystko?


Dokładna analiza fragmentu dzieła filmowego jest dla mnie równie istotna jak analiza prozy, dramatu czy poezji. Współcześnie wszyscy, nie tylko młodzież, żyjemy w świecie obrazów. Umiejętność interpretowania ich znaczeń jest dla mnie bardzo ważną kompetencją, którą chcę, by posiedli moi uczniowie. 

Poza tym, analiza tego fragmentu była przygotowaniem do zadania praktycznego - nakręcenia, w grupach, adaptacji rozmowy Jeffersona Hope'a (mordercy) z Enochem Drebberem (ofiarą nr 1).

Na pracę własną uczniowie mieli (tak mi się wydaje, dawno to było...) jedną lekcję. Z zadania się wywiązali. W filmach zastosowali różne rodzaje ujęć, kreatywnie wykorzystali przestrzeń szkoły (klasy i piwnice), rekwizyty, światło. Mam w klasie jednego pasjonata montażu, który poskładał filmik swojej grupy i dodatkowo grupy drugiej. Trzecia grupa z montażem poradziła sobie sama. 

Zaraz zaloguję się do dziennika, by wstawić im oceny :). Jestem dumna, że w krótkim czasie poradzili sobie z takim zadaniem.

Sherlock na legalu plus przydatny link


Legalnie można obejrzeć Sherlocka (i masę innych seriali) na Netflixie. Nie płacą mi za reklamę, ale dla dobra edukacji dodam, że pierwszy miesiąc oglądania jest za darmo. I wykorzystałam to darmowe 30 dni na szkołę. Tak, jestem typowym nauczycielem.

Przydatny link, o którym mowa w tytule, to strona Edukacja Filmowa. Warto ją odwiedzić, jeśli szukacie wiedzy (bo akurat nie studiowaliście filmoznawstwa), opracowań, inspiracji. Warto! 

6 komentarze: